Pani Teresa zabłysła. Było, minęło i nie zamierzam wracać do tematu. Choć pewna jestem, że "nasze" koty nie wiele by zyskały. Nawet bym nie wiedziała ,że dostała paczkę. W miskach też bym różnicy nie zauważyła.
Nie mniej zdziwienie zostanie i niesmak.
U nas życie płynie powoli. Jestem po konsultacji z neurologiem. Nie wiele mi to przyniosło prócz recepty na kolejne leki. Duuuuuużo leków. Naćpam się i zapomnę o życiu
Martwi mnie, że Szyli tyle dni nie ma. Nawet ją nie widuję. Pisałam już ,że potrafi i dwa tygodnie nie pojawiać się zimą ale... Strach w sercu jest.
Gabryśki też nie widuję. Jedzenie znika więc ktoś tam się żywi.
mamuśka też olewa śniadania. Chodzę i sprawdzam okienko czy nie zamknięte. Zostawiam w okolicy okienkowej żarcie. Teraz ludzie nie obrabiają ogródków pod oknami więc spokojnie można żarcie zostawić. Czasem ja widuję w piwnicy jako cień. Lub błysk oczu w świetle latarki.
Wczoraj wypłoszyłam "coś" z białymi łapkami. Dużego. Co dulczył w okolicy misek mamusinych. Może dożywia się. A ona, nie musząc latać bo katering pod nos zjeżdża, nie planuje pokazywać się.
Ruda już zamknięta na stałe w piwnicy. Zimno jest a ona staruszka. Zostawiam jej nerki i saszetkę. Teresy zanoszą. Ruda pierwszą zimę będzie sama. Kropunia odeszła. Choć uważam, że ona wiedziała o stanie towarzyszki. Bywało ,że ją od siebie odpędzała lub buczała na nią. Co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Gdy Kropa gdzieś lazła i ta nie mogła jej znaleźć to Rudzia darła ryja i szukała małej. Po zabraniu chorej do szpitalika nie robiła przeszukiwań terenu. Ani nie jęczała.
Koty są mądre.
W budce, która się ostała bo jeże bytują pod nią, zadomowił się czarny kocur. Tak mi się wydaje ,że to pan jest. Mało kiedy go widzę. Napakowany jest świeży polar więc ma ciepło. Nawet nie sądziłam ,że aż trzy wielkie reklamówki włażą w takie mieszkanka. Wpierw były i okrawki i koce i poduszki. Co było, co się znalazło. Pół kontenera śmietnikowego zajęłam starymi wkładami.
Chciałam przenieść część budek na teren kotłowni. Naszykowałam tam miejsce. Ale, tak jak napisałam, pod nimi i część w nich (tych z niższym wejściem) jeże znalazły przytulisko na zimowe dni. Musi więc poczekać przeprowadzka.
W domu nasz Rudolf źle się czuje. Jestem tego pewna bo on zawsze wtedy rżnie do brodzika kupala. Strasznie kicha. Dostał antybiotyk.
Jutro do weta pojedzie Tami. Nie podoba mi się ,ze wymiotuje. Za często. Fakt ,że mogę przesadzać. Ona napcha się chrupkami pod oczy prawie. Nie gryzie ich tylko łyka. A potem uwalnia luzy na dywany. nic nie strawione. Ale ja już sobie wymyśliłam jakieś nery albo co i martwię się.
Jutro na szczepienie, taki jest plan, pojedzie Molly i Maximek.
Sorrunia nie wezmę, choć były takie plany wetowskie. Nie będę mu tak wcześnie robić kontrolnych badań. Po cholerę go stresować. Niech łyka ta swoja Cyklonaminę tyle ile trzeba. Po kuję go w odpowiednim czasie.
Klementynka około 23 też winna jechać na szczepienie. Może i ten tydzień by pasował tylko za wcześnie byłoby po antybiotyku. To moje przemyślenia.
Klementynka wypuszczona z klatki pięknie się bawi z Sorruniem. Choć on jest brutalem okrutnym. Straszniście drze ryja. By potem szukać samej zaczepki. Jest wielka indywidualistką. Ludzie nie są jej potrzebni. Zmyka spod ręki. Choć ucapiona mruczy do upadłego. Woli koty. A właściwie ich ogony. Najlepsza zabawka to podgryzanie i łapanie końcówek. Martwi mnie to ,że mało je. Łapinka jakby deczko lepiej. Choć nadal dyga na paluszkach.
Nie mam kompa wiec mam problem z fotkami. Danka ma zdalne i czekam aż się od zdalni.