Dopiero wróciłam. Niestety, kocisko kręciło się koło łapek ale nie weszło. Potem coś
to to wystraszyło i znikło pod podłogą.
Dziś mniej zmarzłam. Ubrana w ciepłą kurtkę i zimowe buty wytrwałam. Jednak w domu zaczęło mnie telepać. Nerwy odpuściły. Człek siedzi jak na gorącej patelni.
Jak się dulczy i gapi w pustą przestrzeń ,to różne myśli przychodzą do głowy. A jak ma się jako takie "doświadczenie" to dopisuje się historie niestworzone obserwując zachowanie kota. Nawet nie będę pisać co Anka wydumała bo bym musiała ją zabić
Jestem niesłychanie wdzięczna Koterii , wiem pisałam to już ale powtórzę, że otworzyli dla zwykłego kota drzwi ,by go w święta przyjąć. Łapałyśmy mając wyjście awaryjne na ew przetrzymanie ale Koteria "rozwiązała" ten problem. Ten, co został, jeśli się złapie ,także trafi do koteryjnej klatki. Wzruszyła mnie Pani Ania, szefowa, która wczoraj świątecznie ubrana zasłaniała swoim ciałem wejście do kenela by kocica nie wypierdoliła podczas przeniesienia.
Co do Ritusi. Trzyma się. Ma apetyt. Serwis ten sam, gerberki i mleczko! Bawi się. Mniej się tuli. Kombinuje jak koci koń pod górkę. Zerwała żabki z zasłonki co półkę z książkami zasłaniała. Dziecko czytać chciało.

Smętnie zwisający łach nie wzruszył Janusza.
No, co się stara czepiasz? Córunia bawiła się w czytelnię
