waanka nie chciałam urazić i nie miałam zamiaru. Jeśli tak wyszło to przepraszam.
To o określonej grupie ludzi co uważając ,że samo mieszkanie w stolicy daje im większe 'uprawnienia".
meg11 pisze:Czyli jednym zdaniem Zus orzekł że nadajesz się do pracy.

meg ZUS nigdy nie podważył zasadności moich zwolnień i choroby. Choć usilnie się starał. Nadal na obecnym siedzę.
Mój powrót jest moją decyzją i lekarz prowadzący dał się do tego przekonać. Nie będę składać papierów o zasiłek rehabilitacyjny i o rentę. Chcę żyć w miarę normalnie i jak nie spróbuję to zawsze żal zostanie do samej siebie. Wypisał więc stosowny kwitek acz deczko niechętnie.Jeszcze
pracowniczy ogląd mnie czeka.
morelowa pisze:Asiu, czy to, że wracasz do pracy OZNACZA, iż z Twoim zdrowiem jest lepiej? Dużo lepiej? Znaczy tak chyba należy rozumieć decyzję?
I w sumie - poza obawami różnego rodzaju - cieszysz sie?
Z moim zdrowiem jest tak samo. Nowotwór nie zniknie. Oby tylko gorzej nie było. Ale uczę się z nim żyć i na pewno muszę zweryfikować swoje postępowanie. Koniec z
kowbojstwem . Kręgosłup bolał mnie i wcześniej (jak wielu z nas) tylko nie wiedziałam dlaczego. Teraz wiem. Kozactwo

mi nie pomogło swego czasu . Koniec z biegami rannymi po Otwocku z ładunkiem ciężarowym, przegarnianiem mebli czy pralek by chatę ogarnąć

, łapek noszonych kilometrami, koteltów mielonych smażonych o 5 rano...

Choć to może i nie jest męczące ale ... nie muszę tego robić bo mam usprawiedliwienie
Nie wyobrażam sobie siedzenia w domu i czekania na polepszenie czy pogorszenie. Muszę bardzo uważać, robić badania kontrolne oraz żyć najlepiej jak potrafię. Takiego bezczynnego życia jak teraz nie chcę. Przybija mnie, deprymuje, rozwala psychicznie. Długo lekarz nie brał tego pod uwagę .Nie raz o tym gadaliśmy. Cieszę się i boję się ale to świadoma decyzja.
Mam nie powtarzalną okazję oficjalnego siedzenia na labie. Ale ja tak nie chcę.
Teraz sprawy miłe.
O wielkie kciuki proszę ... dla Maczusia.
Maczek, moje dziecko futerkowe, grzeje tyłeczek w swoim domku

Jest jeszcze deczko płochliwy i zagubiony. Ale już kuwetka była zaliczona, troszkę zwiedzania też było , polędwiczka sopocka w miseczce zjedzona i troszkę wody wypitej. Łasi się i mruczy, ociera i ucieka... Mało je i to nas martwi.
Ma dwoje cudnych Dużych, małą Panią i koteczkę do towarzystwa Tulinkę. Ona prycha on ją ignoruje. Latem spory balkon zabezpieczony będzie do dyspozycji i dwie budki zrobione przez Dużego do okupowania. Pani Monika oraz jej Rodzina to przeciepłe osoby i (miód na me serce) pełni są zachwytów nad Maczusiem.
Pamiętam jak Janusz patrząc na małego Maczka westchnął
z taką urodą mamy najwięcej kłopotów ze znalezieniem domu I faktycznie, prawie nikt o niego nie pytał. Jeden telefon wystarczył... I mały jest u siebie.
Małgosiu, serdecznie dziękuję za wizytę pa.
Bądź szczęśliwy dzieciaku.
Maczek jeszcze u nas.


