Tonia zrobiła mi w nocy/ nad ranem bardzo brzydki kawał. Kawał, który zawsze przyprawia mnie o dreszcze. A mianowicie mamy w mieszkaniu jeden pokój, do którego koty nie wchodzą. Stoi tam lodówka (poprzednia lodówka niestety została bardzo skutecznie przez koty unieszkodliwiona). Mama w nocy wstaje, żeby karmić Bączka i z tejże lodówki bierze dla niego mleko. No i Tosia przemknęła się do tego pokoju.
Rano wstaję, karmię koty, po Tośce ani śladu. Chodzę, zaglądam do szaf - Tośki niet. Pobieżnie sprawdzam pokój z lodówką - Tośki nadal nie ma. Sprawdzam zabezpieczenia okien - ok. No zdematerializował się kot!
Wchodzę raz jeszcze do pustego pokoju - jest Tosia, stoi pod drzwiami, troszkę zaspana, najedzona (w pokoju tym przechowujemy także suchą karmę).

[/list]