Tami źle. Oczko paprze się. Skleja, nie otwiera, podpuchnięte mocno i musi ją boleć też mocno... Dziewczynka leży tylko. Gorączka jest wyskoka już z ranka. Dopiero antybiotyk drugą dobę podawany to na pewno czasu trzeba, ale do oczek od niedzieli wkrapia się. I jakoś poprawy nie widać. TZ jak zwykle czarnowidzi. Wiemy, że trochę za długo maleńka walczyła z chorobą. Przecież to strasznie małe koty.
W miare dobrze się czuła o 4 rano ,to dostały całego Gerberka. Pół to za mało. Pilnowałam by zjadła i ona.
Tasza lepiej. Oczka ładniejsze. Nudzi się deczko bo jej siostra nie ma sił na zabawę. Gorączki brak.
W kuwecie brak kupali. To też nas martwi. Oby się nie zapchały.
Wczoraj potuliłyśmy się we trzy. Tamunia taka biedna patrzyła jednym oczkiem i próbowała mruczeć. Taszeńka zachęcała ja do zabawy. Nic z tego. Tasza jest drobniutka bardzo. Potem obie dziewunie wtulone w moje ręce pospały się. Poryczałam się. Nie powinnam ale...
Będąc u posesjowej przelazłam sobie na skróty uszkadzając

trawnik i krzaluny zwane żywopłotem. Tak mi pan zwrócił uwagę. Choć tam licha trawa a więcej mchu, wala się spleśniały chleb i inne dobra po tzw ludziach też są gęsto usiane .A żywopłot to kilka kijków wbitych w ziemię. Stał i mantyczył. Odbiłam piłeczkę i zapytałam gdzie ma woreczek na goowna swego pieska...jeśli już tak dbamy o higiene naszego otoczenia to po równi.
Koty szczęśliwe, znaczy się dzikunki. Nerki były
