Kwadratowy przespał noc ze mną w łóżku. Mam wrażenie, że chwilami usiłował nawet wepchnąć się na moją poduszkę, ale ta była za mała dla dwojga, a on jeszcze niewystarczająco pewny siebie, by mnie z niej zepchnąć (jak to robiły bez żenady moje burmy). Niemniej jednak spędził część nocy kichając na moją twarz - bardzo interesujące uczucie taki prysznic co chwila. Mam nadzieję, że te wirusy rzeczywiście są tylko kocie.
W każdym razie TŻ sam stwierdził, że jeśli kwadratowy będzie miauczał po nocy, mam iść do niego spać. Co prawda i tak bym poszła, by nie czuł się samotny, bo potem jeszcze nie byłoby mnie cały dzień. No i TŻ zrobił na tym zły interes, bo kwadratowy co prawda się zamknął, ale za to mały kot zaczął głośno wyrażać swoją rozpacz z powodu porzucenia - a robił to znacznie bardziej intensywnie.
Z mniej radosnych wieści - dziś po powrocie zauważyłam, że kanapa i kawałek ściany są obkichane krwią. Mam nadzieję, że to tylko jakieś pęknięte naczynie włosowate (mnie się zdarza przy katarze), a nie komplikacja.
No i kot od wczorajszego rana nie sikał.
Wczoraj wet obmacał go na okoliczność niesikania u JoannElle, ale stwierdził, że pęcherz nie jest jakoś niepokojąco wypełniony.
Wyniki morfologii za to w normie.