Nasz mały misio lecznicowy, który jutro miał jechać do ds. świetnego, wymarzonego, miał dzisiaj robione testy i wyszedł FeLV+.
Nigdzie nie pojedzie.
Zostaje w lecznicy, ale przecież nie może w tej sytuacji.
Nie wiem nawet jak go ogłaszać, wszystko wyszło tak niespodziewanie.
Ostatnio kilka kotków lecznicowych znalazło nowe domy, wszystkie przed opuszczeniem lecznicy miały robione testy i wyszły ujemne, a on jeden miał pecha...
Pechowy był od początku zresztą.
Do lecznicy trafił około 3 miesiące temu z czwórką rodzeństwa, jako ślepy miot do uśpienia. Kotki okazały się miotem widzącym i rozłażącym we wszystkie strony, więc zostały odchowane przez dziewczyny w lecznicy.
Czwórka rodzeństwa znalazła domy, a mały został...
Później jeszcze kilka razy ktoś już, już miał go brać, ale zawsze coś tam stawało na przeszkodzie.
Znalazłam mu fajny domek w Warszawie, miałby starszych kumpli za kolegów, ale po testach okazało się, że obydwaj są FIV+.
Mały nie pojechał.
Kilka dni temu zainteresowała się nim bardzo fajna osoba, której propozycja ds. dla małego była jak... gwiazdka z nieba.
Miałby rodowodowego kumpla - niebieskiego syberyjczyka. I co?
Nic...
Nigdzie nie pojedzie...
Mały:

Proszę podpowiedzcie mi, jak ogłaszać koteczka, żeby mu znaleźć dom, taki fajny, kochający.
Mogę nawet obiecać wyprawkę na dobry początek, zrobimy w pracy zrzutkę.
Kotek jest lecznicowym pieszczochem, zdrowym fajnym, lśniącym, pociesznym kociakiem.
Jest okazem zdrowia, tylko ten test... dziewczyny załamane.