Miało być tak pięknie, a okazało się, że niestety.
Kilka dni temu zauważyłam w uszkach coś niepokojącego.
Wyczyściłam. Nie pomogło. Z wizyta chciałam zaczekać do jutra.
Dziś w nocy Bryza zaczęła dodatkowo wymiotować. Kilka razy. Nie wyglądało to na nic zatruciowego. Bryza je tylko hepatic suche RC i hepatic mokre Trovet. Piła wodę i w ogóle..
Nio i...
po czwartym zwymiotowaniu zabrałyśmy się na wycieczkę do pani doktor. Zbadała malutką, wyczyściłyśmy uszy - świerzbowiec wrócił z całą swoją mocą. Ani wcześniejszy advocate, ani stronghold nie pomogły. Od dziś maść Oridermyl od nowa. I codzienne czyszczenie uszów + zakrapianie.. biedna mała..
Jako, że pani doktor nie spodobał się w badaniu brzuszek (mówiłam o wymiotach) badała ją i znalazła jakiś guzek..
Robiłyśmy usg, ale ma bardzo dużo gazów w brzuszku - pomimo, że dziś nic nie zjadła gazy zasłaniały cały obraz.
Pani doktor poprosiła drugą panią doktor. Usg robiłyśmy ok 25 minut. Problematyczna jest albo nerka, albo wątroba. Zobaczymy wówczas gdzie jest guz, ale prawdopodobnie nie jest on mały (wielkości nerki)..
Dziś Bryza dostała espumisan (musimy zniwelować gazy w jamie brzusznej), ma go dostawać do poniedziałku i wówczas powtórne badania jamy brzusznej - usg, a jak nie pomoże to rtg + ewentualne badania krwi.
Do tego mam w domu strasznie chorego królisia, którego koszt leczenia za dwa dni wyniósł z lekami blisko 150zł

czekam na wyniki antybiogramu, jest to najprawdopodobniej pasterelloza.. ;(
smutno mi
