Boże, nie mam pojęcia jak mam to napisać.
Pani zgłosiła się do mnie jakieś dwa tygodnie temu z inf.że chce
adoptować małego kociaka.
Przedstawiłam jej zasady adopcji i poprosiłam, żeby to dobrze przemyślała,
bo adopcja to zobowiązanie na całe życie kotka.
Następnego dnia zadzwoniła z inf.że jest zdecydowana.
Wysłałam jej maila z wzorem umowy adopcyjnej i umówiła się z nią na spotkanie.
Byłam u niej następnego dnia.
Mieszkanko małe, ale przytulne.
Miała już jednego 9-cio miesięcznego kociaka.
Ponownie poprosiłam, żeby to przemyślała, bo adopcja to nie zabawa.
Jeszcze tego samego dnia Pani zadzwoniła, że jest w 100% zdecydowana
i już nie może się doczekać. Chciała kociaka w typie whiskaska, więc powiedziałam jej,
że będę szukać. Przez kolejne półtora tygodnia Pani mniej więcej tak co
drugi dzień dzwoniła pytając, czy już znalazłam…i znalazłam, wczoraj
Waszą kicię.
Zaraz zadzwoniłam do Pani, żeby podzielić się z nią dobrą nowiną,
ale tel. był poza zasięgiem.
Pomyślałam, że wyjechała na weekend.
Że nie mam już dudków na koncie w tel. dziś o 10-tej pojechałam do niej,
chcąc podzielić się z nią dobrą nowiną.
Nie wiedziałam, czy będzie w domu, ale i tak pojechałam.
Pani była i….
Powiedziała, że rodzina odradziła jej drugiego kota i ona to sobie jeszcze
raz przemyślała i bardzo przeprasza, ale już nie chce.
Zacisnęłam zęby, bo nie wiem, co bym jej tam zrobiła i zaczęłam jej tłumaczyć,
że tak nie można.
No przecież prosiłam ją, żeby to przemyślała.
Tłumaczyłam jej jak
krowie na granicy, że to wielka odpowiedzialność
i jeszcze raz mówiłam jej, że musi to przemyśleć.
Wydzwaniała do mnie przez półtora tygodnia, ja marnowałam czas,
mogąc w tym czasie szukać domu dla swoich kociaków…
w pomoc zaangażowało się wiele osób.
Wszystko jest już zorganizowane, a ona się rozmyśliła
Powiedziałam jej, że to nie sklep i tak się nie robi.
Tu trzeba być odpowiedzialnym za to, co się robi i mówi.
To nie ja prosiłam ją żeby przygarnęła kotka, tylko ona sama się do mnie
zgłosiła… miałam ochotę zabić ją na tej klatce.
Spytałam, czy zastanowiła się w jakiej sytuacji mnie stawia?
No normalnie brak mi słów.
Ja po prostu tego nie rozumiem.
Wracałam do domu i chciało mi się beczeć.
Gdybym to jeszcze ja się narzucała i namawiała ją na kota…ale wręcz
przeciwnie, dwukrotnie kazałam jej to dokładnie przemyśleć i to ona
wydzwaniała ponaglając mnie, tak, że czasami miałam dość jej telefonów.
Po prostu w mojej głowie się to nie mieści…
I co mam teraz zrobić?
Powinna być za to jakaś kara.
Kara za nadzieje,
kara za poświęcony czas i
kara za głupotę.
Nie wiem, co mam powiedzieć.
Jest mi tak cholernie przykro.
Gdybym nie miała swoich 3 kotów i kilkunastu, którym szukam domów,
sama bym tą kicie przygarnęła, za to, że zrobiłam jej nadzieję na domek…
Teraz zastanawiam się, czy ma sens szukanie domków…, skoro ludzie są tak
nieodpowiedzialni.
Zastanawiam się, czy umieścić tą kobietę na czarnej liście,
żeby już nikt z jej powodu nie cierpiał.
Nigdy się tak nie sparzyłam.
A wszystko było tak pięknie – może właśnie za pięknie.
Tak bardzo Was przepraszam.
Tak bardzo przepraszam tego Kociaczka,
że aż chce mi się beczeć.
