Dzikuś jest strachulcem i moja Rózia jest strachulcem, ale te dwa koty zachowują się zupełnie inaczej.
Rózia chodzi po domu z odniesionym ogonkiem (fafarafa

) tylko nie lubi, żeby do niej podchodzić. Jeśli się tego nie próbuje Rózia nie zwiewa. Po dwóch latach u nas nauczyła się, że kiedy sobie leży na półeczce to nie trzeba zwiewać, jeśli ktoś podchodzi. Ogólnie coraz mniej zwiewa jeśli nie podejmuje się zdecydowanych kroków, aby ją dotknąć. Przydybana gdzieś zmienia się w kłębek strachu, nie ma mowy o głaskaniu na siłę.
Nikuś zupełnie inaczej. W naszej obecności nie potrafi funkcjonować, tylko zaszywa się w szafie. Jednak gdy tylko zamkną się za nami drzwi - wychodzi. Wiem to na pewno, bo już parę razy go przydybałam, gdy musiałam po coś wrócić do domu. Natomiast bardzo dobrze reaguje na głaskanie na siłę. Tak jak już wcześniej pisałam, głaskany potrafi się wyluzować i rozkręcić.
Czasami nachodziły mnie myśli, czy czasem nie lepiej po prostu wypuścić tego kota. Jednak potem doszłam do wniosku, że przecież więcej nas w domu nie ma niż jesteśmy (w nocy Nikuś też wychodzi) więc chyba aż tak źle nie ma

W ciągu dnia Nikuś potrafi wyjść z szafy do miski lub na chwilę na balkon, ale jeśli obecne postacie zmieniają pozycję (np. ktoś wstanie z krzesła), to nawiewa do szafy.
Ktoś mi radził, aby oddać go domu bez kotów, żeby miał tylko człowieka do dyspozycji. No nie, nie zrobię mu tego.