W sobotę, juz u mnie w domu jadła i piła, tylko katar jej bardzo przeszkadzał. W niedzielę dostała druga dawkę antybiotyku... Myślę, że to o niego chodziło, nie powinna dostać tak mocnego leku...
W poniedziałek zamiast do pracy poszłam z nią do weta, dostała kroplówkę z glukozą, zrobiłam morfologię. Okazało się, że stan zapalny nie jest duży, ale ma straszną anemię i podrażnioną wątrobę, że nie powinna dostać takiego końskiego antybiotyku, do tego doustnie...
Karmilam ją strzykawką Convlescentem...
We wtorek znów kroplówki, ale już dożylne, z glukozą, aminokwasami, witaminami i oslonowe na wątrobę, Już podczas kroplówek zaczęło się z niej lać (doslownie), nazwali to ziejącym odbytem

Zrobiłam jej test na białaczkę, wyszedł negatywny, nabrałam nadzieji , że wyjdzie z tego...
Ale cały czas lało się z niej ,ja tylko podkłady wymienailam i tyłeczek myłam...
A w środę zamiast być choć trochę lepiej... Nie miała siły się podnieść
Nigdy nie widziałam kota w takim stanie

Pojechałam na kolejną kroplówkę, myślałam że weci coś pomogą, może inkubator, ale okazało się, że ma temperaturę tylko 33 stopnie i jest we wstrząsie

zaproponowali tylko eutanazję ( co mnie zdziwiło, bo wiem jak potrafią wyciągać kasę, ale nie zrobili tego)
jestem im wdzięczna, że dosyć długo "szukali preparatu" i zostawili nas same, mogłam się z nią pożegnać....
Tak krótko była ze mną, że nawet zdjęć nie zdążyłam jej zrobić, tylko jedno córka zrobiła, chyba w niedzielę
jej ślicznego, takiego dziecinnego pyszczka nigdy nie zapomnę
