Smarkerus cały czas szuka domu. Powiem wprost, on nie szuka domu byle jakiego. On szuka wyjątkowego człowieka. Takiego, który nie kieruje się pozorami i potrafi dostrzec wielkie kocie serduszko pod niezbyt dużym i pięknym futerkiem. Bo Smark nie jest kotem slicznym. Nie jest kotem, którego sie wybiera gdy sie ma do dyspozycji inne koty, ładniejsze, rude, pręgowane, mniej lub bardziej rasowe, czarne albo białe. Nie jest kotem, na którego widok znajomi cmokaliby z zachwytu. Kiedy stoi przed tobą, prawie nie widac jego oczek na czarnej maseczce. Nie jest słodką, puchatą kuleczką z miłym usmieszkiem na pyszczku. Jest chudym wyrostkiem z wcale nie puchatym ogonkiem. Bardziej przypomina diabełka niz aniołka. Mało komu chce się dostrzec w nim kogoś więcej.
Smarkowi nigdy nie było łatwo. Przyszedł do nas tak zasmarkany, że nie mógł sam jeść. Zaropiałe oczka nie pomagały mu w znalezieniu chętnego na jego opiekuna. Zdarzało mu się nie trafić w kuwetę. Nawet nasze starsze koty nie okazały mu jak dotąd zbyt wiele czułości. A mimo to nigdy nie przestał mruczeć, gdy tylko czyjaś ręka zechciała sie do niego zbliżyć. Włączał traktorek na sam widok człowieka, jakby mówił: wiem, nie jestem zbyt ładny, ale nie odchodź, dotknij mnie, a pokażę ci, jaki jestem naprawdę...
To jest kot, który potrafi odwdzięczyć się wiernoscią za okazane mu zaufanie. Będzie spał z tobą w łózku i gdy tylko się poruszysz, juz będzie przy tobie, na tobie, koło ciebie, żeby cię pocieszyć swoim mokrym noskiem, wsadzić ogonek do ust albo w jakiś jeszcze inny sposób powiedzieć ci, że docenia to, że jesteś. Jeśli znasz dom, w którym znalazłby swoje miejsce, daj znać. Gdybym mogła mieć w tej chwili trzeciego kota, z pewnością by u nas został, ale to niemożliwe. Dlatego tak zależy mi, żeby nie trafił na ulicę czy do piwnicy, czy do kolejnej przechowalni, bo on zasługuje na to, by znaleźć swoje miejsce.