ASK@ pisze:Wybacz Marta. Ale koleżanka to "normalna" jest? Dopiero co kot do niej przyszedł a ona go wypuściła?
Szlag by to trafił. To ,że koczował na podwórku nie znaczy ,że zna teren. On tam wegetował bo inaczej ryja by nie darł. Ktoś go wywalił i zameldował się tam gdzie karmili. Może wraca na okno?
Ona teraz wie, że wypuszczanie kota było pomysłem do dupy, ale mądry Polak po szkodzie...

Kot zaczął wychodzić praktycznie od razu po kastracji (dzień po zabiegu), bo "zawracał głowę, że chce wyjść". Tego dnia, kiedy zaginął, nie było jej w domu i syn otworzył kotu drzwi, a potem podobno parokrotnie próbował ściągnąć go do domu - bez efektu, bo kot nie chciał wracać. Więc sprawę olał, a później okazało się, że zwierzaka nigdzie nie ma...
Niewykluczone, że kot był na osiedlu na "gościnnych występach", posiedział, bo był dobrze karmiony, a teraz wrócił tam, skąd przyszedł. Z pewnością wcześniej u kogoś był, bo nie był zabiedzony, czy brudny, miał czyściutkie oczy i lgnął do ludzi, a szczególnie do dzieci, więc niewykluczone, że dorastał w ich towarzystwie (moje koty, nie mające z dziećmi do czynienia - syn jest dorosły - dematerializują się, gdy odwiedza nas ktoś z mobilnym przychówkiem).
W miejscu, gdzie był karmiony (czyli przy naszym - moim i koleżanki - blokiem) kota nie ma.
Ech, jedyny pożytek z jego 5-dniowego pobytu u koleżanki jest taki, że został wykastrowany...