Sorry, że nie informuję częściej, ale mamy urwanie głowy z Ledą, ma "coś" z trzustką, codziennie do weta na kroplówki, jutro usg i znów pompowanie płynów w kota.
Ale za to kociaki robią postępy. Klatka stoi pośrodku pokoju, w samym centrum ludzkiego życia - nigdzie indziej się nie zmieści. Nadal są płochliwe, ale już się tak nie ukrywają jak na początku. Nawet częściej podsypiają na widoku, na daszku swojej kryjówki. Wciąż wszystko obserwują, nasłuchują i są czujne, ale przyzwyczaiły się do różnych odgłosów domu. Bardzo brakuje im kotów, miauczą, gdy widzą nasze. Niestety Aza głównie na nie syczy, a Leda (ta chora) przemyka obok nich tylko gdy musi. A miałam nadzieję na jakieś wsparcie kocie. Dzisiaj dostały papierek na sznurku zwisający z sufitu - zabawka samograj

Kotłują się, podgryzają, no jak to kociaki mają w zwyczaju. Można kucnąć przy klatce i nie zwiewają. Pewnie się zastanawiają, czy człowiek z miską przyszedł

Wcinają wszystko równo, można misek nie myć;] Na rękę się jeszcze syczy i wciska w kąt, ale to tak dla zachowania twarzy. Oba można głaskać bezkolizyjnie, ciekawe, jak będzie z braniem na ręce

Jakoś ten odrobaczacz trzeba podać do pysków.
Mamy receptę na Pyrantelum (?) z zaleceniem podawania trzy razy + popychanie parafiną. Na razie średnio to sobie wyobrażam, boję się, że się znów wycofają.
Kupy nadal ok, bez robali, a jak się jeden najadł do wypęku i zwrócił, też robali nie było.
Jakieś foty jutro, powinniśmy się szybciej ogarnąć z wetem, to w świetle dziennym zrobię.