Wszystkich serdecznie witam
I wszystkich co niepokoili się o nas ,przepraszam za milczenie.
Ciężki dzień.To był wywalczony dzień urlopu i okazał się za krótki na załatwienie wszystkich spraw.
Padłam i już, po wieczornym powrocie.Ale
najsajpierw koty
żeśma obsłużyli. One uważając się za mocno pokrzywdzone zalały radośnie chatę a w nagrodę zażyczyły sobie dodatkowej puszki ku osłodzeniu samotności.Kot karze kot ma.
Miś po raz pierwszy przyszedł od wielu,wielu dni do mnie mrucząc.Poleżał sobie na mnie ku zdziwieniu Julki.
Powoli wychodzi dzieciak na prostą mam nadzieję.Oczka ładniejsze, weselsze.Chyba tak nie dokuczają mu już bo nie walczy jak lew w czasie wpuszczania maści. Sznyty na rękach zrobione przez pazurki małego noszę ze wstydem. Bo nie ma czym się chwalić. Zniewolenie kociego dziecka nie przynosi chwały.
Misio ucieszył mnie bardzo bo nawet deczko poganiał się z Maszeńką.Ale jeszcze sił nie ma.Poleguje dużo.
Maszeńka ma wielgachny strupek na boczku.Po zastrzykch lub po kroplówce.Kolejny ślad naszej działalności zdrowotnej.
Idę nerki dzikom podzielić na porcje.Mam andzieję ,że lekki mrozek utrzyma się i nie spłyną na okna sąsiadów

Na święta już koty mają jako taki zapas. My dopiero jesteśmy przed ludziowymi zakupami. To się nazywa sprwiedliwość

.