Pozostaje mi jeszcze tylko napisać, że już z nowym opiekunem rozmawiałam. Koty pierwszą noc na wszelki wypadek spędziły osobno ale od rana stały przy drzwiach i czekały aż się otworzą. Do południa były gonitwy aż w końcu obaj padli..
W ogóle to było bardzo pomyślne dokocenie. Byłam pod wrażeniem. Najpierw zostałam nastraszona, że Leon (rezydent) to taki groźny kot, że dominuje i może być agresywny. Jak już weszłam do mieszkania to kot mnie przywitał, poocierał się o ręce, później obwąchał transporter. Na wszelki wypadek posmarowaliśmy małemu Fixowi główkę masłem (chociaż Leon wydawał się być spokojny), postawiłam transporter na podłodze, a Leon go ze spokojem obszedł dookoła. Jak otworzyłam drzwiczki to mały Fix (który u nas zgrywał bohatera i niczego się nie bał) cały się napuszył, a oczy mu się zaświeciły jak dwie latarki. Wystraszył się bo rezydent jest dużym kocurem (nasza Bruśka niewiele większa od Fixa więc w niej zagrożenia nie widział chociaż prała go łapą regularnie). O dziwo Leoś był bardzo delikatny, obwąchiwał, pomraukiwał, dał Fixowi buziaka, a jak zaczepiał łapką to raczej leciutko. Fix zaraz się ożywił, poczuł swobodniej i zaczęło się radosne ganianie po całym mieszkaniu. Miałam ubaw, przyznam i żałowałam, że nie zabrałam aparatu..
Pogratulować opiekunowi Leona (i już teraz też Fixa), że zauważył u swojego kota tęsknotę za czterołapym towarzystwem. Może dlatego właśnie kot zachowywał się czasem agresywnie i próbował zdominować ludzi..?