No i problem jest. W właścicielce. Po pierwszym dniu dowiedziałam się że wg niej kot ma: grzybicę, pchły, robaki, coś z jelitami i gubi futro. Drugiego dnia diagnoza u weta: zapalenie garła, szmery w krtani, świerzb w uszach, zapalenie dziąseł, leki: steryd + antybiotyk. Trzeciego dnia kolejny wet i diagnoza: powiększone węzły, pewnie białaczka, świerzbu nie ma, nie wiem co z dziąsłami...Czwartego dnia: full badania, testy FIV i FELV na FIP (!!!). Kotka na badania zdrowa.
I codzienne maile w stylu: "trochę panikuję...najbardziej chyba, że testy wyjdą dodatnie, że
Wilma ma jakieś nieuleczalne coś, czym może dodatkowo zaraziła Gabi(KOT JEST TAM 3-CI DZIEŃ!). Bardzo chcę, żeby obie były zdrowe i szczęśliwe. Wilma wtuliła się teraz we mnie, jakby wyczuwała, że jestem smutna, co mnie jeszcze bardziej rozwala psychicznie."
Ja nie wiem kogo tu trzeba leczyć.

Bo kotka jest absolutnie zdrowa. Boję się o Wilmę i chcę ją spowrotem. Stres a zwłaszcza tak dużo stresu na raz oraz steryd podany zupełnie bez powodu ją ZABIJĄ. Przeżyła Paluch, a nie przeżyje "kochającej" Pani.
i tak na marginesie
jednak Wilmie sporo więcej włosów wychodzi niż Gabi
uczula naskórek, a nie sierść