Muszę oddać kocura - Lublin

Koty i kotki do adopcji

Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy

Post » Śro wrz 08, 2010 18:30 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

malucka pisze:Dziś razem bawili się drzwiami balkonowymi i w pewnym momencie kot rzucił się z pazurami i zębami na twarz synka.

Byłaś przy tym, czy to wersja którejś z babć?
Szkoda kota. Może zamiast głasków i takiego bezpośredniego kontaktu Twój synek mógłby się bawić w rzucanie kotu jakichś piłeczek, choćby kulek papieru, albo kocią wędką. Kot ewidentnie chce się bawić, synek ma buzie na poziomie kota, to i o wypadek nietrudno. Babcie z kolei są zdenerwowane, panikują, kota nie lubią, a to nie pozostaje bez wpływu na jego zachowanie.
Przy Was też jest tak źle?
Obrazek

wania71

 
Posty: 4234
Od: Pt maja 19, 2006 17:17

Post » Śro wrz 08, 2010 19:09 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

Moja kocica ma 3 lata, pisałam o niej na forum od samego początku szukając porad doświadczonych kociarzy, przysięgam, że wykorzystałam wszystkie, pchykaliśmy, nie bawiliśmy się rękami ani nogami, wybawialiśmy kota, wysterylizowaliśmy, Bach był w użyciu, karma uspakajająca Royal, dawaliśmy do zrozumienia kto tu rządzi, jesteśmy po konsultacjach u zoopsychologa.
Od około 1,5 roku kocica jest u mojej mamy (to samo miasto, widujemy się regularnie) ponieważ atakowała moje dziecko (obecnie lat 7), chłopiec spokojny do bólu, nigdy nawet gwałtowniejszego ruchu w jej kierunku nie zrobił (mamy ja od czasu jak miała 5 tygodni). Ataki wyglądały w ten sposób, że na przykład mały siedział na dywanie i oglądał TV ona podbiegła i zaatakowała go wszystkim co miała, blizna na przedramieniu została do dzisiaj. Nas atakowała również. Po sterylizacji niewiele się zmieniło, u mamy atakuję ja zawsze jak mama wraca do domu, mama ma totalnie poharatane nogi. Jak my przychodzimy do mamy to mnie znosi, daje się wziąć na ręce, pogłaskać inni ludzie WON, każda wyciagnięta ręka jest zaatakowana. Kot jest zbadany, zdrowy.
Wierzę więc że ktoś może mieć podobny problem i współczuję, moje pragnienie posiadania kota zmieniło się w koszmar. Nadto moja mam kategorycznie chce abym kotce znalazła dom, nawet nie wiem jak się do tego zabrać (kotka w moim podpisie).
Przepraszam ale musiałam się wygadać.
Obrazek
Obrazek

galleana

 
Posty: 1328
Od: Sob wrz 08, 2007 19:52
Lokalizacja: Lublin

Post » Śro wrz 08, 2010 20:39 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

Kolejny przykład kota, który nie ma gdzie rozładować energii, brakuje im kociego towarzysza, dlatego atakują człowieka. Zwierzę o takim temperamencie nie powinno być jedynakiem.

dite

 
Posty: 1854
Od: Pt maja 14, 2010 18:19
Lokalizacja: Łódź

Post » Czw wrz 09, 2010 5:28 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

dite pisze:Kolejny przykład kota, który nie ma gdzie rozładować energii, brakuje im kociego towarzysza, dlatego atakują człowieka. Zwierzę o takim temperamencie nie powinno być jedynakiem.

Według ciebie bez znaczenia jest fakt "wybawiania" kota 2 h dzienie przez nas? (nie pytam z przekąsem tylko faktycznie chcę to wiedzieć)
Obrazek
Obrazek

galleana

 
Posty: 1328
Od: Sob wrz 08, 2007 19:52
Lokalizacja: Lublin

Post » Czw wrz 09, 2010 6:01 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

Nie jestem zwolenniczką dokacania się na siłę, ale muszę przyznać, że odkąd jest w domu drugi kot przestałam mieć regularnie podrapaną twarz :oops:
Obrazek

Miss

 
Posty: 2752
Od: Wto gru 01, 2009 13:59
Lokalizacja: Belgia

Post » Czw wrz 09, 2010 8:22 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

wania71 pisze:
malucka pisze:Dziś razem bawili się drzwiami balkonowymi i w pewnym momencie kot rzucił się z pazurami i zębami na twarz synka.

Byłaś przy tym, czy to wersja którejś z babć?
Szkoda kota. Może zamiast głasków i takiego bezpośredniego kontaktu Twój synek mógłby się bawić w rzucanie kotu jakichś piłeczek, choćby kulek papieru, albo kocią wędką. Kot ewidentnie chce się bawić, synek ma buzie na poziomie kota, to i o wypadek nietrudno. Babcie z kolei są zdenerwowane, panikują, kota nie lubią, a to nie pozostaje bez wpływu na jego zachowanie.
Przy Was też jest tak źle?


Właśnie byłam przy tym, na babci rewelacje przymykaliśmy oko bo za nie przepadają. poza tym synek ma podrapania i takie wbicie w 4 miejscach na twarzy w tym w dwa w okolicy oczu.
Bawią się ganiając za piłką, synek mu rzuca, sam zresztą za nią też gania.

malucka

 
Posty: 10
Od: Śro wrz 08, 2010 9:49

Post » Czw wrz 09, 2010 9:37 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

galleana pisze:Według ciebie bez znaczenia jest fakt "wybawiania" kota 2 h dzienie przez nas? (nie pytam z przekąsem tylko faktycznie chcę to wiedzieć)

Niedługo po tym kiedy trafił do nas Kocisław nastał czas, kiedy byłam chora więc siedziałam w domu 24 ha, zabawa z kotem trwała cały boży dzień = zawsze, kiedy nie spał.
1. Kot był "wybawiany" więcej niż dwie godziny dziennie i to dzikie harce, łącznie z bieganiem góra dół po schodach, żeby go zmęczyć.
2. Dostał dużą zabawkę - miękką mysz do mordowania, żeby przenosił agresję z rąk i człowieka na rzecz. Mysz mordował wzorcowo, nosił w zębach, drapał, gryzł.
3. Gdy pojawiała się agresja konsekwentnie przerywaliśmy zabawę.
4. Następnie wystawialiśmy kota do drugiego pokoju, żeby posiedział w samotności i ochłonął.
5. Później były próby z odstraszaczem - psikanie wodą oraz głośne klaskanie i donośne zwracanie uwagi.
6. I na koniec sięgnęliśmy po ostateczność, po konsultacji z Panią wet - gdy mały zaczynał kąsać miałam "pacać" go palcem w koniuszek ucha, nie bić, tylko chodziło o wyrażenie zdecydowanego "nie", tak jak kocia mama zwraca kotu uwagę. Mówiłam przy tym powoli i stanowczo "nie wolno", i następował zawieszenie kontaktu/zabawy, żeby przypadkiem kota nie nagrodzić.

Aha, cały czas kot miał przycinane pazurki. I nigdy, przenigdy nie byliśmy w stosunku do niego agresywni, nie prowokowaliśmy ataków, nie nagradzaliśmy złego zachowania zwiększeniem atencji. Miałam podrapane ręce, TŻ pogryzione nogi, kot wielokrotnie "polował" na nas we śnie, gryzł przez kołdrę, na moją mamę wyskakiwał z przyczajenia, czym dodatkowo ją straszył i nie raz się potknęła. Drapał i gryzł pomimo zastosowania wszystkiego co opisałam powyżej. (nie skorzystałam tylko metody z nacieraniem rąk cytryną, bo wydawało mi się to absurdalne w realizacji;) Myślałam wyrośnie, było odwrotnie, z tygodnia na tydzień coraz gorzej.

A później pojawiła się Czesława czyli Cesia, mój diamencik czarny, mój Anioł Wybawiciel. Przez pierwsze trzy - cztery tygodnie koty tak się bawiły (nie biły tylko bawiły walcząc i goniąc się po całym domu), że latały kłaki futra, spadały rzeczy, obrazy i doniczki. Jakby musiał wyładować cały nagromadzony nadmiar energii. Jeszcze raz czy dwa Kocisława poniosło i wskoczył na TŻta, wspinał się po spodniach i gryzł po łydkach (urocze, prawda?). Ale dokocenie to był ewidentny koniec problemów z agresją skierowaną na człowieka. Po prostu Kocisław okazał się temperamentnym, rządnym krwi bandytą i żadne ludzkie "wybawianie" mu nie wystarczało.

dite

 
Posty: 1854
Od: Pt maja 14, 2010 18:19
Lokalizacja: Łódź

Post » Czw wrz 09, 2010 14:54 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

Przepraszam za zaśmiecanie wątku, już się z niego "wynoszę", wychodzi na to że powinnam znaleźć Mieczysławie dom już zakocony. Dzięki dite za wskazówki.
Obrazek
Obrazek

galleana

 
Posty: 1328
Od: Sob wrz 08, 2007 19:52
Lokalizacja: Lublin

Post » Czw wrz 09, 2010 18:21 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

galleana pisze:Przepraszam za zaśmiecanie wątku, już się z niego "wynoszę", wychodzi na to że powinnam znaleźć Mieczysławie dom już zakocony. Dzięki dite za wskazówki.

Gallena nie obrażaj się, bo nikt tu nie ma złych intencji.

Sama miałam kotkę, która atakowała dzieci i problem rozumię. Wiem co to podrapane nogi, ręce czy dziecinne buzie.
Ja też, tak jak piszą inni doszłam do wniosku, że to nie agresywny charakter, tylko skutki nieodpowiedniego wychowanego w niemowlęctwie (kicia była za wcześnie odłączona od matki i rodzeństwa), a tylko drugi kot najszybciej to moze naprawić (pod warunkiem, że nie da się zdominować).

Nie dokociałam jej, bo strasznie "prała" wszystkie przynoszone zwierzaki, a ja przy trójce małych dzieci nie byłam w stanie upilnować towarzystwa i bałam sie zaryzykować, dlatego postanowiłam się wcielić w rolę drugiego kota.
Stanowczością i konsekwencją poradziliśmy sobie z jej agresywnymi zabawami. Na początku ona mnie gryzła, a ja ją "gryzłam" własnymi palcami w kark, łydki. I chociaż mnie bolało, nie popuszczałam. To ona musiała się wycofać. Z czasem tylko wystarczyło ułożyć palce jak wyszczerzone do ataku zęby, albo odpowiednio groźnie wypowiedziane jej imię.

Ze dwa razy dostała zdrowego klapsa jak skoczyła bawiącemu się 2-letniemu dziecku na głowę. Pewnie ktoś zaraz zaprotestuje, że to złe metody, ale na początku nie widziałam innego sposobu. Nie mogłam jej wystawić za próg i nie mogłam ryzykować, że oślepi mi któreś z dzieci.

Z czasem wpadłam na pomysł jak pozwolić jej się wyszaleć i przy okazji nauczyć ją delikatności, a jednocześnie nie narażać się na pogryzienia czy podrapania.
Ręka uzbrojona w gruby sweter i rękawicę robiła za drugiego kota. I to "kota", który wcale nie ma zamiaru przegrać zapasów.
Jak Tusia zaczynała skradać się i zachodzić boczkiem, wkładało się rękawicę (bo i starsze dzieci też tego nauczyłam) i "do boju". Były podgryzania, przewracania, przyduszania do podłogi, było "auuu" i pacania palcem po głowie.
Z walki zawsze Kotka musiała się wycofać. Przeszło jej po paru miesiącach.
Czasem jeszcze dopominała się takich zapasów, ale nie była już taka zawzięta w tej zabawie.

Do końca jej życia zdarzało się, że zapolowała gdzieś zza rogu na spodnie czy na moje rajstopy, ale to było tak zwyczajnie "kocie zachownia" i było jej wybaczane.

A tak w ogóle, to była to najmądrzejsza i najwrażliwsza kotka jaką przez całe swoje życie poznałam. To dzięki niej mój TŻ nauczył się rozumieć koty i polubił je.
Jak któreś z dzieci zapłakało, to pierwsza leciała obwąchać mu twarz i sprawdzić co się dzieje.
Jak podnosiłam na nie głos, to stawała przede mną i głośnymi, szybkimi miaukami mnie upominała.
Jak któreś z dzieci chorowało, to nie odstępowała go na krok i nikt poza domownikami nie mógł się do niego zbliżyć, a jak w nocy się spociło to siedziała i wylizywała mu głowę i szyję.
Traktowała je jak swoje dzieci.
Obrazek

Każda przykrość nas dotyka, tylko niektóre szczególnie.

Amika6

Avatar użytkownika
 
Posty: 10614
Od: Śro sty 24, 2007 18:48
Lokalizacja: Chełm (Lubelskie)

Post » Czw wrz 09, 2010 19:21 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

galleana pisze:Przepraszam za zaśmiecanie wątku, już się z niego "wynoszę"
skąd ten pomysł?
Ja sobie myślę, że miałam szczęście dokocić Kocisława kotem o podobnym zabawowym charakterze a jednocześnie nie dominującym. Gdyby się trafił agresywny przeciwnik, mogło nie pójść wcale tak łatwo. Dlatego Cesię tak hołubię i dziękuję przypadkowi, że jej mama ją wychowała na solidnego, towarzyskiego koteczka!

Kocisław, mimo że urwis jest najkochańszy, najmądrzejszy, najwspanialszy (bo był pierwszy:) do tego jest kotopsem i tak zaczarował nasze serca, że mamy teraz w domu trzy koty i jednego tymczasowego zawodnika.

dite

 
Posty: 1854
Od: Pt maja 14, 2010 18:19
Lokalizacja: Łódź

Post » Czw wrz 09, 2010 19:28 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

Słuchajcie ja się nie obrażam, powiedziałam że wynoszę się z wątku bo nie ja go założyłam i nie dotyczy mojego problemu. Kotkę muszę oddać bo dokocenie nie wchodzi w grę, mam nadzieję że uda mi się znaleźć dla niej na prawdę odpowiedni dom. Kilka propozycji już odrzuciłam i cierpliwie szukam dalej.
Obrazek
Obrazek

galleana

 
Posty: 1328
Od: Sob wrz 08, 2007 19:52
Lokalizacja: Lublin

Post » Pt wrz 10, 2010 21:18 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

Mąż mnie powoli przekonuje. Może zdecydujemy się na drugiego kota. Tylko jaki powinien być i jak taką akcję dokocania przeprowadzić?

malucka

 
Posty: 10
Od: Śro wrz 08, 2010 9:49

Post » Pt wrz 10, 2010 21:37 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

malucka pisze:Mąż mnie powoli przekonuje. Może zdecydujemy się na drugiego kota. Tylko jaki powinien być i jak taką akcję dokocania przeprowadzić?


Mądry mąż :)
Drugi kot powinien być najlepiej w podobnym wieku (z tego co piszesz to Twoj kot jest dosyć temperamentny i nie ma za wielkich hamulców w zabawie - malucha mógłby tym troszkę zastraszyć a starszy kot mógłby się mniej zgrać z nim chęcią do zabaw - dlatego taki 8 miesięcy - 2 lata byłby super) i chętny do zabawy, nie strachliwy, odważny, ale nie zadziorny.

Jest naprawdę duża doza prawdopodobieństwa że problemy z zachowaniem kocurka bardzo się zmniejszą gdy będzie miał kolegę z którym może się "wytarmosić".

Obecnemu kocurkowi koniecznie obcinałabym pazury, miałabym też pod ręką spryskiwacz do kwiatów z wodą - używając go w razie ataków i przymierzania się do nich (tu wystarczy pokazanie zazwyczaj).

Atak na twarz dziecka który kończy się drobnymi zadrapaniami jest atakiem w pełni markowanym a zadrapania są przypadkowe.
Kocurek chce się bawić, bawić po kociemu - nie wie że naskok na dziecko może być dla niego przykry - gdyby tak samo skoczył na innego, zaprzyjaźnionego kota byłby to początek zabawy.

Ludzie czesto popełniają błąd, który szczególnie zbiera żniwo u kotów wczesnie odebranych od rodzeństwa - że pozwala się na za dużo kociakom.
Pozwala się maluszkowi "zagryzać" rękę, wskakiwać na spodnie, atakować stopę.
Na poczatku jest to słodkie.
A potem okazuje się że kot rośnie i trudno mu wyjaśnić że coś z czym rósł w przekonaniu że jest przyzwolone i nawet pochwalane - przestało takie być.
Kot chce się bawić a nie umie inaczej tego robić. Bo nie miał się kiedy nauczyć.

Trzeba kocurkowi dać kolegę z którym będzie mógł się wybawić po kociemu - a jednocześnie kategorycznie pokazywać że z ludźmi pewnych rzeczy nie wolno robić.

Blue

 
Posty: 23956
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Pt wrz 10, 2010 22:10 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

malucka pisze:Mąż mnie powoli przekonuje. Może zdecydujemy się na drugiego kota. Tylko jaki powinien być i jak taką akcję dokocania przeprowadzić?



Super :piwa:

dobra decyzja :ok:

2 koty - podwójna radość
tylko rzeczywiście trzeba starannie dobrać towarzysza.

piccolo

Avatar użytkownika
 
Posty: 5811
Od: Czw kwi 03, 2008 12:39
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob wrz 11, 2010 15:15 Re: Muszę oddać kocura - Lublin

malucka pisze:Mąż mnie powoli przekonuje. Może zdecydujemy się na drugiego kota. Tylko jaki powinien być i jak taką akcję dokocania przeprowadzić?



Mam roczną rozbrykaną szylkretkę, już po sterylce.
Odrobaczona, zaszczepiona. Idealna na dokocenie.

Obrazek
www.fundacjafelis.org
na FB: Foondacja Felis
KRS 0000228933 - podaruj nam 1%

Kasia D.

 
Posty: 20244
Od: Sob maja 18, 2002 13:40
Lokalizacja: Lublin i okolice

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 109 gości