Wczoraj się jeszcze łudziłam, że jednak może Rysiu się przyzwyczai do mojego zwierzyńca.....
Ostrożnie zaczął zwiedzać mieszkanie....i już miało być tak pięknie, kiedy nagle rozległ się krzyk i jakieś strzępki futra
Ryszard zaczął walczyć z moim Ferdziem [który ogólnie jest ofiarą losu i nawet muchy nie umie zabić, bo nigdy nie może ją ucelować łapką, takie te muchy ruchliwe

].....chciałam szybko rozdzielić chłopaków więc zaczęłam wrzeszczeć i tupać, skakać, już nie pamiętam co.....
Zagoniłam Rysia do łazienki....Mało tego...nagle wrzaski z pokoju, kwiatki zaczęły latać....okazuję się, że jeszcze mojego Ferdzia pogoniła napuszona 15-letnia Dripka [której nigdy takiej nie widziałam]....w tym samym momencie ktoś wali do drzwi.....otwieram, a tam sąsiedzi czy coś mi się stało, bo jakieś krzyki.....
Ferdzio resztę dnia spędził pod łóżkiem w sypialni z dosyć niewyraźną miną, ale oczami wybałuszonymi na maksa....
Ło matko wyprawa Rysia pełna wrażeń, trza chłopakowi szybciutko dobry domek....szkoda mi go w tej klatce
