Leżał potrącony przez samochód, lał deszcz a ludzie wychodzący z popołudniowej niedzielnej mszy mijali go bez zainteresowania.
Dopiero jakis chłopak go odciagnał na pobocze i zaczał dzwonic do schronu, do strazy dla zwierzat, strazy miejskiej... tylko lekarka mająca dyzur w całodobowej lecznicy zlitowała się, zamkneła lecznicę i własnym samochodem pojechała po kociaka.
Kot jest w lecznicy w klateczce ale lada dzień wywiozą go do schroniska.

Jutro tam będe i zrobie mu fotki.
Podobno kociak czuje się juz bardzo dobrze.