hello
Mam chętną na kota... ale uwaga. To Amerykanka (Hinduska) studiująca na AM w Lublinie.
A historia wygląda tak w skrócie:
moja mama miała kilka miesiecy temu ćwiczenia z anglojęzycznymi i przyszła na te ćwiczenia dziewczyna strasznie zapłakana. Mama zapytała jej, co sie stało i okazało się, że dziewczyna adoptowała kota z lubelskiego schronu i kot był bardzo chory. Mimo leczenia i transfuzji krwi (dwukrotnej) kot umarł. Bardzo malutki był, ok 2 mies.
I moja mama powiedziała jej, że jakby chciała kota, to niech zgłosi się do niej, a ona pokieruje ją dalej
No i siem zgłosiła.
Wymieniłam z nią parę maili i wydaje się sensowna. Mnie martwiło to, co ona z tym kotem zrobi w wakacje i jak skończy studia, ale napisała mi, że zabiera go ze sobą do domu, do Stanów, a tutaj na miejscu w Polsce ma przyjaciela tez z kotem który będzie się nim opiekował i weźmie go do siebie, gdyby ona musiała wyjechać na troche.
Wysłała mi zdjęcie całej wyprawki jaką ma dla kota i prosiła, żebym poleciła jej jakiegoś dobrego weta, bo z tamtym kotkiem jeździła na Stefczyka i on nie przeżył... I że na Stefczyka już nie pojedzie. Podejrzewam, że mół mieć jakąś wirusówkę po prostu - ona mi napisała, ze organizm odrzucił transfuzję krwi. Ale z takim maluchem ze schroniska to wszystko przecież może być...
Chciałaby kotka białego lub biało-szarego, raczej w jasnych kolorach. I małego - napisała mi, że najlepiej jakby miał ok. 2-3 mies. Zgadza się na podpisanie umowy adopcyjnej i sterylke.
Tylko, że niestety takiego małego nie mamy, a poza tym 2 mies to za mały przecież.
Pomyślałam o Kotusiu... Co Wy o tym myślicie? Szukać dla niej kota?