No tak, ja oczywiście całkiem bezpodstawnie się wtrącam, ale po przeżyciach Mili jak najmocniej tupałabym nóżkami, zeby żadnego kotka ze schroniska nie narażać na wysłanie do niepewnego domu...
Przydałoby się nam więcej rąk i domków tymczasowych, żeby kosmaczki wyciągać (niestety czasem też leczyć) - to daje większą szansę na pozytywą adopcję, poznanie chatakteru zwierzątka. Chyba że trafiłby się taki domek jak np. ten, do kórego poszeł Makary - osób, ktore z pełną świadomością biorą zwierzęta po przejściach - i są gotowi na to żeby je wyleczyć i zadbać o nie jak najlepiej potrafią...
Niestety wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że adoptując żywe stworzenie - biorą za nie odpowiedzialnośc na dobre i złe...
Mila ma apetyt ale już widzę, że powoli jej słabnie - podawanie takich ilości leków z jedzeniem 2 razy dziennie może być coraz trudniejsze.... ale może już nei będzie potrzeby
Nadal jest spokojniutka (chyba, że ktoś usiłuje ją podnieść, wyczyścić uszy, etc.

)
dużo śpi, może to nadal przemęczenie i choroba...
Cieszę się, że testy na wirusówki wyszły ujemnie, bo nie muszę jej separować od kotów. Szczególnie z miskami jest problem, bo wiadomo, że z cudzej lepiej smakuje.
Dziś Mila w czasie nieobecności Mućki spała na jej poduszce na tym samym łóżku co Maurycy... czyli bardzo lękliwie wyraża zainteresowanie. Niestety terrorystka często psuje nam efekty wychowawcze.
Uczymy się kociej apteki i trwamy jak zwykle.