to co pisze monika to święta prawda. ja zawsze dostawałam jakieś pieniążki/ darowizny rzeczowe za adopcję, nawet jak jeszcze nie śniło mi się PKDT. ludzi chętnie dawali żwir, karmę, wiedzieli ile robie dla zwierząt. do dziś mam z nimi kontakt, piszą na święta, pamiętają, wysyłają fotki kotków.
odrobaczenie, przegląd, leczenie to koszty ogromne, potem dochodzi żwir, karma, witaminy. jak PKDT zaczęło wchodzić na wyżyny dotacji, narosła w nas jakaś niezdrowa nonszalancja-"nie chcę nic, dam kota, a na utrzymanie swoich tymczasów wezmę fakturkę, PKDT zwróci". tak było jakis czas, faktury, zwroty, duże przelewy. nikogo nie wzruszało kolejne 5 tys na kocie, bo za 2 dni wpływało kolejne 10 tys......ale to zamierzchłe czasy.....
musimy stawić czoło biedzie, działamy coraz prężniej, zwozimy z dnia na dzień coraz większe ilości kotów do weta, nie mamy tymczasowych domów, a jedyny dom tymczasowy to mój hotel dla zwierząt. pracy masa od świtu do nocy i albo musze zatrudniac pracownika do pomocy w sprzątaniu, albo do opieki nad dziećmi, albo mamę biorę na kilka dni, bo w moim domu drzwi się nie zamykają. ludzie przychodzą oglądać koty, adoptują, mam zwóz karmy, sprzętu, członkowie PKDT sa u mnie codziennie. roboty ogrom, koszty utrzymania w dobrej kondycji tylu zwierząt wielkie, a konto maleńkie i noc w noc zachodze w głowę co by tu zrobić, żeby zarobić i żeby PKDT miało środki na ratowanie innych zwierząt. mam hotel dla zwierząt i mam prawo pobierać opłaty. ludzie którzy do mnie trafiają rozumieją to doskonale, nie pytają czy to dla mnie czy dla PKDT- a ja im zawsze umiejętnie tłumaczę jak wielkie koszty ponosimy codziennie, ile to zwierząt przeszło już przez mój dom. ponadto ja mam prawo do zbiórki do puszek, bo wykupiłam takie prawo w UM gdynia- przeznaczenie na utrzyamnie kotów ze stoczni i z miejskich ulic. za te pieniąźki kupiłyśmy masę potrzebnych rzeczy, których nie mogłybyśmy zakupić z konta vivy. ja nie chcę oddawać kotów ludziom, którzy robią "łaskę"że wezmą jakąś przybłędę. ja np. nie mogę się skontaktować z chłopakiem od tej długowłosej kotki, po prostu mam już drastyczne myśli....kot za 7 zł to kot tani, bezwartościowy, więc po co dzwonić i powiedzieć jak przebiega aklimatyzacja w nowym domu....ja się martwię o niego strasznie
zaś pan który radośnie sam z siebie włożył do puszki 100 zł, na moją prośbę o darowiznę choć 5 zł- esemesował i był zachwycony, pisał tez o zachwycie żony.
no takie mam doświadczenia niestety.
pewnie są ludzie, tak jak np. koleżanka studentka mojej znajomej- kotek poszedł za free i byłam zachwycona bo to był mega dobry polecony dom.
bywa różnie...wiem jedno- trzeba być w PKDT i sięgnąć dna, nie mieć na zapłacenie faktur u weterynarza- a wtedy chce się wszytko sprzedać: swoje ubrania, swoje rzeczy, prosić o darowizny na swoje koty.....
telefonów mam z 5 dziennie o adopcje, nie martwię się, ludzie chcą nasze koty i chcą chętnie nam pomagać finansowo
schronisko pobiera opłaty, ma swój cennik, ale i ma dofinansowanie stałe, ja uważam, że to naturalne i dobre, ze pobierają opłaty- wiec czemu my niby wolontariusze, bez dofinansowania mielibyśmy się wstydzić prosić o pomoc?
rozmnażacze stoją na rynku i mają ceny: 20zł, 30 zł, a bywa że i 50 zł.
sklepy zoo ceny to: 50zł i 80 zł.
tylko schronisko daje koty z książeczkami zdrowia i my. ja daję koty czyste, wykąpane, odinsektowane, odrobaczone, zsocjalizowane z człowiekiem i innymi zwierzakami.
przeważnie koszt ratowania małego kota ciężko chorego to koszt 100 zł.
ja zawsze mówię jedno: nasze koty są bezcenne i nie ma stosownej ceny za nie
na tym kończe moje wynurzenia i mam nadzieję że w kolano sobie nie strzelę
