Leje. Miałam niecny zamiar nie wychodzenia dziś do dzików. Miałam zamiar poleżenia pod kołderką z wtulonym w mój policzek Mikusiem. Z Tamunia i Mysią wtulonymi w zagięcie moich kolan. Miałam niecny zamiar zamknięcia oczek i udawania, że głodu Rudolfa nie widzę. Oraz nie słyszę nerwowej krzątaniny innych umierających na syndrom pustej miski. Heroicznym wysiłkiem powieki podniosłam i równie heroicznie podniosłam swe ciało rozklapciane po śnie. Grawitacja i celulit mięśnie osłabiają i zebranie wszystkiego w jako tako jędrną

całość troszku trwało.
Wmawiałam sobie, pocieszałam się, jaka ja jestem obowiązkowa i jaka dzielna wychodząc z garami w pustkę czarna i deszcz. Bo kotów wszak nie będzie. Były. Poukrywane pod samochodami. Czekające na żarcie. Przełażąc przez płot zamoczyłam sobie co nie co , balansując na krawędzi, ale dzikunek w baraku dostał żarełko. Jak tam ciemno było, cholera.
Mamuśki tylko nie było z kotłownianych.Cholera, może urodziła?
Rudzika też nie było. Śliniąc się kicianiem obeszłam blok zerkając ukardkowo czy w oknach jakiś tajny podglądacz nie siedzi. Wsypałam chrupek do piwnicy. Trudno, szczur nie szczur ale pusty brzuch może kot zapełni.
Wróciłam mokro mokra i śmierdząca mchem co mi na spodniach po betonowym płocie się ostał. Pralka się prała.
Z porannego galimatiasu naszego, głodna wyszła tylko Myszka.
Nie ma kuraka.

Pytały głodne oczy i chude ciałko. Zawstydzona spuściłam wzrok bo kuraka nie ugotowałam.
Nie chciałaś jeść ostatnio , tłumaczę głodnym oczkom. Pewnym ruchem
zgarłam Mynie i
podekłam jej strzykawę z Convą. Ścieszona, że naszykowałam zawiesinę wcześniej i dzięki temu długo nie musiałam zerkać na wyrzut.
ŁoMatko, kiedy ja wydorośleję i przestanę dawać się zawstydzać przez gówniarzy?
Nowe sztuki Danka na chwilę wypuściła z klatki. Mała jest. Znaczy się klatka. Zastałam je wczoraj leżące na kołderce z błogim uśmiechem. Są na etapie zżerania wszystkiego co dostaną.
Ojakietodobre.Adlaczegotakmałodalaś.Dajwięcejbototakiedobre.Nigdytakiegodobregonieglamaliśmy gadają pysie pracowicie zmiatające wsio z michy. Koty są na etapie wszystkożerców. Najfajniejszy okres , bo smakuje im wszystko co się poda. Potem przejdą w etap wybrednychżerców i będę się cieszyć. To będzie znak,że już rozbestwiają się i zaczynają być normalnymi kotami.
Biały mruczy na sam nasz widok ,deptając nożynami i wdziącząc się. Pingwinuś deczko się płoszy ale odważnie podchodzi do nas... jak jest micha obok. Nie boją się domu. Imion brak.
Myślałam by białego nazwać Bajer a pingwinka Bingo. Dziś mi to do głowy przyszło jak lazłam ze zwieszoną głową pod deszcz.Nie dlatego,że tak mi się lepiej myślało (he,he...) tylko w okulary nie kapało.