Dopiero trafiłam na wątek. Mam kotka z podobnymi problemami.
To Rudi z mojego podpisu.
Jest znajdą, może też ktoś kiedyś nim rzucił, nie wiadomo...
Kiedy do mnie trafił, zataczał się, łapki mu się rozjeżdzały,
nie był w stanie wskoczyć na niskie łóżko...
Był głuchy jak pień... Główka potwornie mu latała na boki,
nie był w stanie na chwilę nawet utrzymać jej prosto. Miał wtedy około roku.
Był leczony (m.in. leki na krążenie śródmózgowe).
Już leczenie dało dużą poprawę.
Ale przede wszystkim - miłość czyni cuda.
Rudi jest ze mną 2 lata. Teraz to bestia nie do poznania.
Prawdopodobie nadal jest głuchy, choć czasem zachwowuje się, jakby jednak coś słyszał...
Główka już mu prawie nie lata, trochę ją trzyma taką przekrzywioną, ale to tylko dodaje mu uroku.
Nauczył się wskakiwać nawet na blat w kuchni! Włazi na drapak pod sam sufit,
czasem ma problemy z zejściem, ale radzi sobie.
To niesamowicie dzielny kotek, o ogromnej chęci do życia.
Wierzę, że z Franiem też tak będzie! Tym bardziej, że Franio jest młodszy, niż Rudzik był, kiedy do mnie trafił.
Rudzik zrobił ogromne postępy, wierzę, że i Franiowi sie uda!!!
A dla człowieka, który go pokocha, to nieznaczne kalectwo (jeśli by coś zostało) nie będzie mieć znaczenia.
Mój Rudzik jest tak słodki i kochany, że naprawdę nie wyobrażam sobie, żeby był inny.
Do tego jak widzę, jaki jest dzielny, jak sobie radzi mimo wszystko... długo by opowiadać!
Piszę to wszystko, bo wierzę, że FRANIOWI MUSI SIĘ UDAĆ!!!
Naprawdę jest ogromna szansa na wyzdrowienie, a przynajmniej sporą poprawę!!!
Rudi pozdrawia Frania!!!

PS: Rudiego przywiozłam z Łodzi, może go nawet pamiętacie (kiedyś to był Fituś:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=76344)