Słuchajcie, tak sobie myślę, że może wzięłabym jednego malca ( na razie nie piszę nic w sprawie drugiego, trzymajcie kciuki ... ) do siebie. Może nie do domu, ale do stodoły. Miałby tam klateczkę ( jeśli uda mi się kupić, jeśli nie, to już nie ma mowy o tymczasie dla malca

), sianko, albo słomę, jakiś kocyk. Już byłoby mu cieplej. I jedzonko też by miał. W dodatku byłby oswojony, co na pewno ułatwi szukanie domku. Jeśli znalazłby się ktoś, kto pomógłby mi też finansowo w szczepieniu kociaka ( 40zł ) to byłoby wspaniale. Teraz wszystko zależy od tego, czy wszystko z drugim pójdzie zgodnie z planem. Mocno zaciskajcie kciuki. Gdyby kotek byłby u mnie, to potrzebowałabym także pomocy w szukaniu domków, bo u mnie nie zostanie, to jest pewne
