Tak wiele kotów straciłam. Stojąc dziś nad michami i rycząc wspominałam wszystkie jakie były. Tak niewiele z nich udało mi się godnie pochować. Po prostu przestawały przychodzić. Jak to strasznie brzmi. Po prostu. Zawsze modlę się o szybką śmierć dla nich.
Trafiłam do obecnego stada na prośbę osoby dokarmiającej. Wyjeżdżała. "Moje" było po drugiej stronie. Miałam być miesiąc a zostałam do dziś.
Zobaczyłam stado ze 30 kotów chudych, chorych...Ciężarne kotki, podrostki...I Oczko z chorym oczkiem. Zaczęły sie antybiotyki, kilogramy jedzenia...Łapanki wbrew woli osób dokarmiajacych. To z Agneską łapałam tam pierwszy raz. Koty biły się o jedzenie w łapkach i właziły po 2. Weszło by więcej ale nie dało rady. W Boliłapce zostały określone jako bardzo liche.Ale zimę przeżyły wszystkie. Potem kolejne łapanki i powoli ogarnęło się prawie cały bajzel.
Jak to sie stało,że odżywione i zdrowe odeszły? Została garstka. Tylko garstka. Oczko jak go widziałam ostatni raz był pięknym, pełnym apetytu kotem.
[*]Odeszły.
Piękny rudy, jego siostra biała dziewunią, rudy z krótkim ogonem,rudy przyjaciel posesjowy, pingusia, buras brzydal,buras z białym, biały w rude plamki, nosek, czarny kocur,czarna kotka, kolejny czarny, Młodzik ,staruszka, bury kulejący, dzieciaki Sekutnicy, chory kocik co to w ostatnie swe dni zaczął łasić się do rąk. Był chory i w przysmakach dostawał antybiotyk. Zagryzły go psy. Szylka, jej dwaj rudzi synowie,tri, popiołek ...
Tak strasznie mi żal ich wszystkich.