Bardzo Wam dziękuję

Zimno. Odczuwalna temperatura to - 8 stopni. I tak jest bo woda do dna misek zamarznięta. Wiatr silny. Gnaty mi przewiał i trąbił jak na organkach po żebrach.
W lesie Iga była. A w tle ciemnych drzew trzy pary oczu świecących w mroku. Wielu kotów nie widzę. Wiem tylko, że są. Ekipa, która była zawsze i wszędzie, zaginęła. Odeszły. Ale są cicho ciemni co czają się w mroku. Kiedyś się ujawniać postanowią. Bo wcześniej też tak było. Gdy łapałam koty z Anią, przy Gabrysi akcji, ilość złapanych i nieznanych futer była zaskakująca. Przychodzi to to, żre i mnoży się. Albo i nie.
Dziś przyszedł na korty Stefanek. Poszłam dosypać suche do kortowej budki i on się zjawił na stanowisku przed budynkiem . Mocno wystraszony pojemnikami z wodą i plecakiem zostawionych na drodze. Nie chciałam nosić tego. Dziś niedziela więc ludzie nie kręcą się. Blokowały faciow podejście pod podłogę budynku. Rzecz niespotykana i wzbudzająca niepokój.
To taki cudny kot. Bardzo się zmienił przez te kilka lat. Z chudego, brudnego, strachliwego i zagłodzonego kota zrobił się przyjazny spasiony chłopak. Dostał ekstra saszetkę. Ale wpierw musiał być wygłaskany.
Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że to on jest tatusiem Rity i Ringo.
Dziś wspomnienia wróciły. Te złe. Te dobre.
Gabunia i jej kilka miesięcy stojąca łapka. Którą co dzień obrabiałam by kota zachęcić. Odważyć.
Ritunia, którą Janusz chciał dziś pod polar włożyć. Co uwielbiała gdy była mała. Pamiętam każdy szczegół związany z jej zgarnięciem. Gdy usłyszałam mlaskanie i podeszłam do płotu. Gdy zobaczyłam, że mała jest przez matkę odrzucona. Wręcz odepchnięta. Gdy narobiłam rabanu a Janusz i Anka bez słowa zjawili się. Janusz przeszedł przez płot i zgarnął dziecko. Potem, gdy wlazł na powrót, zapakował ją za polar i pobiegł do domu. Zostawiając nas z majdanem.
Gabi zabrała syna i odeszła. Córka była skazana i przestała o nią walczyć. Jak ona szukała pomocy, ciepła u matki. Do dziś widzę jak ja odpędziła i odprowadziła synka. Kocica, która do tej pory nie pozwoliła mi ręki włożyć gdy mała była . Płaczę do dziś wspominając widok. Byłam gotowa iść, skoczyć, ratować... Ale zadzwoniłam po swoich. Bo tylko w zbiorowym działaniu był sens. Sama mogłam spierdolić robotę. Gdy opowiadałam im co widzę i sądzę ryczałam jak durna.
Nie wiem czemu te wspomnienia dziś wróciły.
Nie pamiętam kiedy była ta noc. Na pewno nie było to wiosną. Wiosną to Gabrysia się złapała. Ale dzisiejsza to wyjątkowo podobna klimatem. Zimnicą