Ależ tak, Lilę można wziąć na ręce, głaskać, ona to lubi. Dzisiaj ją nakarmiłam, wygłaskałam, pobawiłam się wędką, a potem podjechałyśmy tam z Dorotą i ona zrobiła parę zdjęć, coś później wkleję. Rano koło domku była kocia mama z dzieckiem. Kotka troszkę zjadła, ale odeszła, aby kociak się najadł. Wyciągnęłam wędkę, ale nie kociak, a kotka się nią bawiła

Oczom nie wierzyłam. Kociak był zainteresowany, ale nie na tyle, aby się bawić. Powoli, przyjdzie na to czas. Sreberka nie było, a straciłam już nadzieję, że burasiątko się pojawi
Lila


Pojechałyśmy z Dorotą na cmentarz i po drodze spotkałyśmy psią biedę, która szukała czegoś na trawniku. Pies przesympatyczny, zaniedbany, pod ogonem wisiały brudne klaki. Pies dostał kocią karmę, którą jadł łapczywie.

Zaraz dołączył do niego krótkowłosy kundelek, ale taki bardziej nieufny. Załapał się na posiłek. Nie mam zdjęcia. Nie pomyślałam, żeby dać im wody

. Jak wracałyśmy, to psów nie było, a miska była wylizana, było w niej dużo suchej karmy, oczywiście dla kotów.
Po drodze wstąpiłam tam, gdzie ten uroczy burasek bywa. Był, nakarmiłam. To naprawdę nieduże osiedle, a bezdomnych/domowych kotów relatywnie dużo, w tym krówka o oczach niezwykłego koloru, to niebiesko-miętowe, rzadko spotykane. Podobno te koty karmi codziennie rano jakiś pan.