Zosik pisze:ilgatto pisze:Wymieść je z domu czy odmalować? ...Dziewczyny ewentualnie można wytapetować

Łohoho!
Nie wierzę, że to zrobisz!Udowodnij!

Oj znasz mnie...
Zosik wie jak małe znalazły się u mnie, teraz opowiastka dla innych.
Zrobiłam mocne postanowienie nie przyjmowania w tym roku tymczasów ani nowych domowników....zdrowie, remont, i takie tam....Jakieś dwa tygodnie przed znalezieniem małych udało mi się załatwić domek dla ostatniego z zagryzionego miotu, malca (w innej części działek, daleko ode mnie, ale po pomoc dzwonili do mnie). Początkowo wyglądał ów domek na tymczasowy ("bo my już mamy jednego kota") ale malutka zdobyła serca wszystkich domowników i zostanie tam już na zawsze

...Odetchnęłam z ulgą i nagle w sobotę informacja: "Pani Aniu pod główną bramę podrzucono małe kociaki, jeszcze takie nieporadne." Poszłam tam, bo to dzień kiedy działkowcy mogą wjechać na teren działek celem dowiezienia ciężkich materiałów..... Nie ma kociątek....Rozglądam się, kiciam....nic. Jeden z działkowiczów zaczyna mi się przyglądać, więc tłumaczę, że podobno..., że malutkie.... itp. Wtedy zawołał mnie....inny działkowicz....gołębiarz! Idę a tam maluszki. Zostałam poinformowana,że wziął je, bo tam mogło rozjechać je auto...dostały już mleka i duszonej wątróbki ze szczypiorkiem. Musiałam długo tłumaczyć, że są za malutkie na pozostawienie ich na działkach, bo pan sobie wymyślił,że je wychowa i nie będą mu gonić gołębi, bo kolega tak zrobił, a myszy mu będą łapać. Odrobaczenie? Szczepienie? "Pani jak ma być zdrowe to będzie, jak ma żyć to będzie." I tak dalej.....Szukałam im domku, ale niestety wszystko zajęte a mój TŻ powiedział stanowcze nie. (I nawet jestem w stanie go zrozumieć). Zostały więc u gołębiarza....udało mi się tylko namówić żeby na noc zostawił je w altance (pomysł był "w pudełku,przed altanką") i na przyniesienie do jedzenia gotowanego kurczaka....W poniedziałek zostałam postawiona przez pana pod murem...mam zabrać burasia. Ja na to: biorę ale oba. Pan: Ok, ale już dzisiaj, jutro nie da już żadnego. Uprosiłam mojego męża...nie miał szczęśliwej miny, ale chyba mnie trochę kocha...zgodził się. ....
Najpiękniejsza chwila ostatnich dni to widok mojego męża trzymającego maluszka na ręce i słowa:"Wiesz, już Ci się nie dziwię." i pytania czy kupa już ok, czy zjadły, czy zważyłam i czy przybrały

Oba maluszki to dziewuszki. Ponieważ oczka po 4 dniach pobytu u mnie zaczęły wyglądać nie najlepiej byłyśmy u pani doktor...dostały Biodacynę do zakraplania, kapsułki na wzmocnienie odporności, tabletki na piękną kupeczkę, i na poprawę flory bakteryjnej. Są już po pierwszym odrobaczeniu. Troszkę przybrały na wadze. Jedzą jeszcze często (w małych ilościach). Po oszlifowaniu diamenciki będą szukały domków...najchętniej jako pakiet.