meg11 pisze:No do Nasierowskiej to Ci Asiulku ciut brakuje

Ważny styl jest. A ja trzymam się twardo jedynie słusznie przyjętej linii artystycznej.
Wracaliśmy z Tomisiem i Teosiem.

Bardzo późno ich odebraliśmy. Kazano nam podjechać po 20. Potem jazda z powrotem. Zanim wzięłam leki, wypisy, pogadałam moment z mężem ...
Wróciliśmy padnięci. Jestem mocno przeziębiona. Obsłużyłam koty, siebie, wzięłam leki, naszykowałam dzikom i zległam.
Teoś ma wyrwane 13 zębów i zdjęty kamień. Był całkowicie rozbudzony gdy dotarliśmy. Jeszcze w domu dostał zastrzyk. Głodny upominał się o żarcie. Dobrze wszystko zniósł.
Tomiłek był później "robiony". Skończyli koło 16 więc nadal był ogłupiały. Stracił wszystkie zęby. Ponoć było bardzo nie fajnie w paszczy. nawet bałam się czy załapie się na zabieg. W lecznicy podaliśmy mu zastrzyk by w domu nie stresować. Nawiasem mówiąc dzisiejsze ranne kucie Misia było masakrą. Strasznie się boi. Aż zrobił pod siebie.
Tomiłek jak i inne koty jest przykładem jak
pięknie futra potrafią maskować swoje dolegliwości. Szczególnie trudne jest wychwycenie takich rzeczy przy kotach mało obsługiwalnych. Bardzo musiał cierpieć ale jadł do ostatniej chwili. Gdyby nie te trzy przypadki dławienia się i brak podejścia do wątróbki to bym nadal żyła w nieświadomości.
Gdy przyjechaliśmy z kotami na zabiegi przyszła młoda dziewoja. Popatrzyła na opatulone wdziankami transportery (dzięki gusiek1

), porządna kartki w koszulkach z imionami, co trzeba zrobić, telefonem, moimi danymi + dołączone badania, to zerknęła na swój kontenerek i mikrą notatkę pod samą rączką przyklejoną, stwierdziła "czuje się jak wyrodna matka". A ja zawsze tak ustrajam wszystkie koty jadące na zabiegi czy badania. Gdy musze je zostawić. By łatwiej było wszystko ustalić, powiadomić...Mam w chorej głowie wizję ,że w tabunie kotów do zabiegu w lecznicy będących, moje zaginą albo uczyni się im co innego niż powinno. Lekuchno śmieją się ze mnie, żartują ale co mi tam.
Dzięki kciuki
