cały weekend przlatany.Nawet nie wiem kiedy minął.Ot weekend latwicy
Żuczek jest cały czas z nami.Doktorek podjął próbę wyciągnięcia go za ogon.Mimo,że ma inne zdanie.Z dużego wachlarza kulinarnego pod pasował tradycyjny kurak+rosołek+kleik ryżowy.Żuk postawił zdecydowane weto i odmawiał wszelkiego jedzenia.A to co połykał to wymiotował.Stanęło na tym kuraku. Mały schudł w ciągu tygodnia całą 10. Sobota i nocka to kroplówki co 3-4 + leki.Ma zrosty

jak załapał co mu dają to chwycił łapkami strzykawkę i próbował doić jak smoka. Ale wymiotuje. najlepiej idzie mu spijanie z dłoni. Jakoś się umęczy, nawzdycha ale nie zwraca. Czepia się skóry jak rzep by mu miski nie zabrać. Nastunia tak jadła jak nie jadła w czasie choroby.
Dla odmiany ma rozwolnienie.Ale jak nie je się tylko opija to nie dziwota.Ma uraz do kuwety coraz większy.Ale tym martwić sie będe potem. Oczki ma małe,zmęczone.Czasem leży jak kukiełka bezładna .Prawie nie oddycha. Serce staje wtedy ze strachu. Ale wciąż jest. Z nami.Nie tracę nadziei choć mam i chwile wątpliwości. Przede wszystkim czy dobrze robimy? A jako płytka blondynka myślę też o tym kto go weźmie jeśli nie wyrośnie z tych dolegliwości. Kto pokocha
brzidala i da mu dom.
