piotr568 pisze::( Niestety, czasem jedyna szansa dla kociastych aby zjadły to stać, pilnować i odganiać intruzów

Pewnie tak. Jak karmiłam raniutko to było ok. Teraz nie wyrobię się z pielgrzymką garową. Szlag i smutek ogarnia.
Wczoraj byliśmy świadkiem akcji sroczydeł. Już z daleka słychać było ich klekotanie i jazgot. Tabun latał w około akacji robiąc larum na okolicę. Okazało się ,że na drzewie siedzi nasza Mamusia. Buja się na cieniutkiej gałązce, drze ryja bo ja sroki w zad skubały. Po diabła tam wlazłą to tylko ona wie. Dlazcego nie zlazła tylko pozwoliła sobie na dziubanki, to też ona wie. Nie pomogły kiciania, tuptania, wołania. Sroki odpędzane klaskaniem i krzykiem odpuszczały jej na chwilę. Potem wracały. Dobrze ,że mrok zapadał to dały jej szybko spokój. Rankiem stawiłą sie na nery. Specjalnie jej przytargałam.
Akcja z żarciem co znika jest i w tym miejscu.
Popitoliło te "karmicielki".
Tylko łapać nie ma komu. Leczyć też nie ma.