Oczywiście większość czasu spędza wylegując się, szczególnie na świeżym praniu. Jedyne co go rusza to jego niebieska wstążeczka z osłonką od maszynki do golenia.

Pech chciał, że najwięcej mam akurat czarnych koszulek a futrzak lubi być brany na ręcę, prześcieradło też kiedyś było czarne...


Odciski tych człap są już na kilku ścianach...


Jeśli chodzi o newsy to po pierwsze odbyliśmy pierwszą długą podróż samochodem. Jechałem na kilka dni do Gdańska i chciałem go wziąć ze sobą. Niestety wszystko wskazywało na to, że będzie to droga przez mękę. Testowe odcinki przebiegały przy akompaniamencie ciągłego miauczenia. Wizja płaczącego 8 godzin kota była niezbyt przyjemna.
Zaczęliśmy więc tak:

Niestety, z czasem zamiast lepiej było gorzej, miauczał przejmująco, drapał w transporter... postanowiłem go wypuścić. Zaczął łazić po całym aucie od półki pod tylną szybą po deskę rozdzielczą (oczywiście po zagłówkach i mojej głowie). Łaził i maiuczał najwyraźniej wystraszony, ale z czasem zaczął się uspokajać. Po godzinie w końcu położył się mi na kolanach i zasnął z głową na przedramieniu. Nie ułatwiało to specjalnie prowadzenia, zwłaszcza, że co jakiś czas musiałem mu tę zwisającą głowe wyciągać ze schowka w drzwiach;) Także w sumie podróż przebiegła dość spokojnie. Mniej więcej połowę czasu łaził po aucie a połowę spał. Natomiast w drodze powrotnej budził się tylko w co większych miastach więc to już w ogóle bajka. Grzeczny kotek.
Z newsów po drugie byliśmy u doktorki. Podczas próby wyczyszczenia uszu rzucał się i ewidentnie nie życzył sobie aby mu cokolwiek z nimi robić, miał podrapane i brudne. Także od razu po przyjeździe pojechaliśmy do przychodni. Dostał dwa zastrzyki, na wszelkie życie wewnętrzne w tym i świerzba. Trzy dni później pojechaliśmy na doczyszczenie uszu i teraz kotek jest nówka nie śmigany. I chyba rzeczywiście mu te robale wybiło w brzuszku bo wcześniej jak ziewnął to było jak zrzucenie bomby na Hiroszimę a teraz to jest co najwyżej potyczka partyzantów w podlubelskim lesie.
No i z newsów po trzecie, została skonsumowana, platoniczna do tej pory, jego miłość do wody bieżącej. Nie było najmniejszych szans żebym się umył w spokoju. Gdy tylko odkręcałem wodę w sekundę meldował się na umywalce. Aż w końcu kiedyś zostawiłem ich samych, wlazł do umywalki i zaczął grzebać jak w kuwecie a potem uderzał łapą w strugę wody chlapiąc dookoła. Na koniec zaczął na całego chłeptać wodę prosto z kranu.

To z grubsza tyle. Acha, wskoczył z umywalki na kabinę prysznicową co nie jest proste, bo szyba ma jakieś 3mm grubości a wysokość od umywalki to dobry metr, półtora. Mocno się zdziwiłem gdy spłukawszy z oczu mydliny podniosłem głowę i zobaczyłem siedzącego jna kabinie ak kura na grzędzie, gapiącego się na mnie kota.
To tyle, pozdrawiamy i prosimy o nie wywieranie presji gdyż nasz życie płynie z wolna i nie ma w nim aż tylu wydarzeń godnych opisania;)
