wiem, że łatwo jest pisać nie będąc na miejscu, ale proszę, zastanówcie się może nad tą strażą pożarną i wcześniejszym wyciagnięciem. Jak maluchy wyjdą, możecie już nigdy nie znaleźć ich w komplecie.
Sama jestem niechlubnym przykładem jak źle może skonczyc sie zwłoka w łapaniu kociaków. Rok temu na moim podwórku urodziły się 4. Mieszkały z mamą w piwnicy, były dokarmiane kilka razy dziennie przez co najmniej 3 osoby.
Było mi żal rodzielać je z mamą, chciałam podarować im jeszcze trochę czasu razem no i trudno było o dt, a ja nie mam możliwości izolacji.
Czekałam jakieś 2 tyg. od momentu ich wyjścia, uspakajały mnie także pozostałe karmicielki. 1 kociak był bardzo śmiały, pozostałe 3 bojaźliwe. Niestety, w momencie łapanki zostały już tylko 2, choć dzień wcześniej biegały wszystkie
Nigdy nie dowiedziałam się, co stało się z tamtymi dwoma, ale czesto o nich myślę. Musiało to być coś strasznego, bo kotka z ocalałymi maluchami bała się wejść do piwnicy i siedziała w krzakach...Od tamtej pory wiem, że każdego potrzebującego kota trzeba szybko ratować nawet, jeśli wydaje się, że jest względnie bezpieczny.
Czy za 2 tyg. będziecie mieć te dt, które macie teraz? może nie warto ryzykować, bo majówki i wyjazdy?
Poza tym, czy możecie ufać tym karmicielom, że te 2 zaklepane kociaki trafią do dobrych domów?
No i tak naprawdę nie wiemy, czy kociaki na pewno uciekną przed większymi opadami, bo nie wiemy jak przepływa tamtędy woda. Nie wiadomo też, czy wyjdą wyjściem matki, bo skoro są to tak ekstremalne warunki, to mogą nie być na tyle sprawne, żeby wykonać manewry, które jej umożliwiają wyjście...Nie wiem, jak zbudowana jest taka studzienka, ale bałabym się, ze mogą się zaklinowac lub spaść głębiej do kanału.
Mam nadzieję, że wkrótce maluchy będą bezpieczne. Dzielę się z Wami moim doświadczeniem w dobrej wierze, to nie zarzut.