Dzięki wielkie Mariusz pp. Zajrzę na spokojnie.
A teraz będzie troszkę o bystrej
blondince. Dawno nie było. Co nie znaczy ,że rzeczona
blondina nie ma wpadek i wypadek
Blondynka poszła do ortopedy. Opatulona w przyłbicę by łatwiej gadać było. Za to gorzej widać. Ale wygodniej było.
Ortopeda blondynce podpadł mocno. Zgasił mój dobry humor. Ale o tym innym razem.
Nawet nie poszłam tylko Janusz mnie podwiózł. W związku z tym ,że zawsze mocno długo wszystko trwa, to "pozwoliłam" mu wrócić do domu. Miał nosić telefon przy doopie i czekać na mój sygnał. Bo z tym różnie zawsze bywa. O dziwo szybko dostałam się do środka. Porządku pilnował porządkowy więc ludzie nie mieli okazji pchać się. Temperatura mierzona przed wejściem na teren szpitala. Przed wejściem na teren poradni. Przy rejestracji też trza czółko nadstawić. Jakiś horror. Termometry może nowe mają i popisać się chcą.

Zakapiłam szybko, jak na siebie, że ankietę trzeba wypełnić więc to zrobiłam. I dobrze. Dzięki innym gapiom co to nie postawili krzyżyków na karteczkach, szybko do okienka się dostałam. Potem pod gabinet gdzie na doktorka czekałam. Jakoś się facet ogarnął. RTG nie chciał zrobić bo dopiero co miałam. Czyli w ...lutym. Wizyta szybko się zakończyła. Zapisałam się na następną za pół roku. Też ludzi nie było.Zadowolona ,że wczesna godzina jest a ja już "po" dzwonię do TŻ-ta by przyjechał. Proszę by poczekał deczko gdyby mnie nie było bo pójdę jeszcze rehabilitację obłatwić.To kawałek dalej. Lezę w tej przyłbicy, oczy wytrzeszczam bo okulary zdjąć musiałam, sapię jak lokomotywa. W te i we w te mi się zeszło. Wreszcie wyłażę przed bramę. Rozglądam się. No, stoi autko. W środku polar szary macha rączką. Ciśnienie mi się podniosło bo choć wyjść mógł i drzwi mi otworzyć. Ale siedzi se. Łeb siwy pochyla peta zapalając. Zrobiłam kółko, otwieram drzwi od pasażera i ... wzrok mi się zawiesza na tylnym siedzeniu. Na naszym kocyku w żółtą kratkę siedzi czarne, małe, zjadliwe pinczerkowate w czerwonych szelkach. I drze japę hałaśliwie i zawodząco. Czerwona smyczka zwisa. No, czyli jak zwykle. Coś...Ale pies?
Coś ty qrwa, psa znalazł ?! rzucam, podejmując próby wciśnięcia tyłka na fotel. Oczy podniosłam czekając na wyjasnienia. I zamarłam. Patrzyły na mnie bławatkowe oczęta spod siwej grzywki ale...to nie były oczęta mojego męża.

Facetowi ogryzek papierosa przykleił się do otwartych ze zdziwienia warg różanych.

Gapiliśmy się zaskoczeni na siebie by za chwilkę wybuchnąć śmiechem. Małe goowno jazgotało. Pozbierałam w troki pupę co to już prawie zaanektowała siedzisko, grzecznie przeprosiłam, trzasłam drzwiami i poszłam szukać TŻ-ta. Tylko wyjęłam i założyłam okulary co by nie zaatakować innego samochodzika. Wszak wszem i wobec moja bystrość w rozpoznawaniu marek jest znana. Najbardziej mnie samej!