Do Adminów:
Proszę o nieusuwanie wątku- dotyczy kota wyadoptowanego przeze mnie- i bardzo proszę o pozostawienie go w stanie niezmienionym.
Do Małgosi:
Nie rozumiem kompletnie tej awantury forumowej. Jest to kompletne nieporozumienie.
Jedyne czego od Ciebie chciałam- od początku, od pierwszych kontaktów- to kontaktu w sprawie stanu kota. Był to warunek przekazania Ci kota, na ten warunek się zgodziłaś.
Teraz zaś rozpętałaś wielką forumową aferę.
Przytoczę jeszcze raz to, co napisałam w poprzednim poście:
Rozdałam 21 kotów. Nikogo nie "naciskałam"- bo nie było potrzeby, dla innych osób kontakt- telefoniczny czy mailowy- był czymś normalnym. Tylko wobec Ciebie czułam i czuję konieczność sprawdzania, czy leczysz kota, czy go szukasz gdy go zgubiłaś z banalnego powodu.
Wiesz- powiem Ci coś- dla dziesiątek ludzi, jakich poznałam na zwierzęcych forach nie było nigdy problemem odebrać telefon (czy maila) i odpowiedzieć w *dwóch zdaniach*- "wszystko gra, nie martw się. Jak będzie problem- zadzwonię". To nic nie kosztuje.
To TY robisz problem z kontaktem. Nie ja.
Nie ograniczam Twoich praw, nie zamierzam odbierać Ci Twoich "praw człowieka", nie zamierzam wchodzić w Twoje życie. Chciałabym tylko abyś odebrała czasem telefon ode mnie albo odpisała na gg. Każde rozwiązanie zajmie Ci mniej niż minutę. Ta forumowa pisanina zajęła już więcej niż dziesiątki minut- i do czego prowadzi?
Przeczytaj jeszcze raz, z uwagą, zrozumieniem i empatią (to wszystko potrzebne przy zajmowaniu się zwierzętami- więc niczego specjalnego nie oczekuję) to, co napisałam- tu, na gg, albo to co Ci powiedziałam w rozmowach telefonicznych,.
Martwię się o kotkę- bo ma za sobą bardzo długą i nieprzyjemną historię, a ostatnie tygodnie- zamiast lepiej- to wyszły jej na "trochę gorzej". Ma za sobą ciężkie przejścia, operacje, choroby, wizyty u weterynarzy. Interesuję się nią, bo zajmowałam się nią znacznie dłużej niż ty- i jestem z nią znacznie mocniej związana, i chyba nie ma w tym nic dziwnego?? martwi mnie jej stan zdrowia, chciałabym wiedzieć czy ma się dobrze i czy wszystko gra. Niczego więcej nie oczekuję, niczego więcej nie potrzebuję żeby spać spokojnie. I nie rozumiem tego, że nie możesz mi dać tak niewiele- że nie możesz mi poświęcić paru minut z Twojego hipercennego czasu- w zamian za wspaniałego, cudnego kociaka...
O co chodzi????
Monika
PS.
Nigdzie Cię nie straszę, nigdzie Cię nie oczerniam. Posądzasz mnie o coś, czego nie robię. Może udałoby się tego uniknąć, gdybyśmy mogły spokojnie porozmawiać.
PS2.
"Jeśli chodzi o trutki na szczury- tam akurat nie było żadnej. Nie doceniasz kotów, nie uważam aby tknęły trutkę, chyba że ktoś celowo im podaje w jedzeniu - ale to inna historia."
Ale kot mógł zjeść mysz/szczura/ptaka, który był zatruty. Skąd wiesz że trutek nie było w jednej z nie Twoich piwnic- 250 piwnic?! Poza tym w trutce na szczury i płynie do chłodnic, który czasem znajduje się w kałużach pod samochodami znajduje się niezwykle atrakcyjny dla zwierząt składnik, który wyzwala nieodpartą chęć zjadania trutki. Znam przypadki kotów , które zjadały takie trutki i odchodziły w wielkich cierpieniach. Jeśli o tym nie wiesz- zapytaj- a nie neguj fakty.
Niezwłoczna wizyta u Weta w tej sytuacji jest tu naprawdę bardzo ważna, nie rozumiem dlaczego tak to lekceważysz.