» Śro sty 24, 2007 16:28
Bill lmnie martwi i przyprawia o siwe włosy. Przed kastracją było koszmarnie - przed ostatnie tygodnie znaczył obwicie, na szczęscie w łazience są kafelki, więc udawało mi się sprzątać - nawet jeśli znaczył wiele razy w ciągu dnia. Wył tez niemiłosiernie - bo mu się nudziło i chciał, zeby z nim w tej łazince siedzieć.
Niestety, mimo tego, że jest już tydzien po operacji i kastracji, a Bill wypuszczony z łazienki, wcale nie jest wiele łatwiej. Wciąż - średnio raz na dzień - znaczy. I wyje. Tzn. chodzi sobie np. zadowolony, z ogonem w górze i zaczyna wydawac z siebie rozpaczliwe dźwięki. On prawie nic nie słyszy, więc nie wie, jak wysokie wydaje tony - sądzę, że to po, żeby siebie samego usłyszeć. Takie same koncerty urządza w nocy - szczególnie nad ranem.
Prawie nie chce jeść - już nie wiem co mu dawać, bo wyje, że jest głodny, ale nie je nic z proponowanych mu rzeczy. albo mu sie nudzą po dwóch dniach.
Poza tym nadal nie potrafi zeskakiwać, a niestety z coraz wiekszą odwagą zwiedza coraz wyższe miejsca w mieszkaniu. Dziś razy sciągałam go w lodówki. Jeśli stamtąd spadnie, to sie prawdopodobnie połamie - raz widziałam jak zeskoczył krzywo z pralki, kiedy jeszcze mieszkał w łazience - prosto na głowę, krew poleciała mu z nosa. To była dwa razy mniejsza wysokość.
...................................
własnie TERAZ odwróciłam się słysząc zakopywanie - ktoś nasikał mi na poduszkę. Nie zdążyłam zauważyć kto, ale nie ma to wiekszego znaczenia.
Koelejna śmierdząca rzecz do prania, Bill łazi wyjąc, nieszczęsliwy. Nasze koty sa podminowane cały czas - Śnieżka chyba najbardziej - stara sie go zrzucić, kiedy on wchodzi tam, gdzie ona akurat jest. Gandalf zaczął sikać.
Oczywiście nie wyje cały czas, ale to wystarcza, żeby miec wszystkiego dosyć. Zastanawiam się na ile to jest słyszalne u sąsiadów i kiedy ktoś przyjdzie z pretensjami.
Oczywiście nie sika cały czas, ale ja mam ostatnio strasznie mało cierpliwości, po prostu jestem przybita tym, mam dosyć.
Oczywiście można obkładac wszystkie wysokie meble poduszkami, kocami (które posikają - on lub kto inny), ale ja nie mam siły cały dzień za nim chodzić z uśmiechem i sprawdzać, czy się nie zabił zeskakując.
I żal mi go, bo jest kaleką i pewnie wyje, bo jest nieszczęsliwy i nie potrafi sobie poradzić z tym. Ale mam dosyć dziś.
Za godzine jadę z nim na kontrolę pooperacyjną.
