kwinta pisze:http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=128500&start=0
Korciaczki, Telmo pomocy !
Dziewczynka 13-letnia ma takiego samego oseska u siebie w domu i nie wie czym karmić, mała ma cały czas biegunkę, za chwilę będzie odwodniona a ja nie potrafię pomóc

Witaj kwinto
nie było mnie przez dwa dni w domu, więc nie mogłam nawet zajrzeć, ale widzę, ze maluszek ma już pomoc
Będę śledzić wątek, jak będę mogła się podzielć jakimś swoim doświadczeniem, to się odezwę
Pozdrawiam
A u naszych maluszków...Można powiedzieć, że kociaki wyrosły już „z najgorszego” – jedzą samodzielnie, w tym dzielnie chrupią suchy Baby cat i popijają wodę z miseczki. Załatwiają się również do kuwetki, aczkolwiek wciąż miewają wpadki – ostatnio zlokalizowaliśmy składzik zasuszonych kupek (placuszków bądź ślimaczków) pod szafką nocną. Generalnie gdzieś coś zalatywało, ale nie wiedzieliśmy skąd… Położyłam w tym miejscu gazety i - co, napawa mnie dumą - i, jak się któremuś coś zdarzy, to załatwia się na te gazety właśnie (co znacznie ułatwia sprzątanie).
Koteczki są bezproblemowe – paradują po domu z ogonkami, spacerują z okrągłymi brzuszkami bądź też, gdy mają ochotę na zabawę, przetaczają się jak huragan, urządzając galopady i głośne tupania.
Kiedy się zmęczą, szukają najczęściej kontaktu z człowiekiem, by zasnąć na kolanach.
Chcą być blisko. Aczkolwiek coraz bardziej zaczynają się robić samodzielne
Ja jednak odwołuję to o tych… małych potworach… Kiedy nie było mnie teraz przez dwa dni w domu, uświadomiłam sobie, że za nimi tęsknię… I wszystko zobaczyłam jakoś w innym świetle. Nie – że jakieś piranie rzucające się na człowieka i torturujące jego kończyny, nie – że małe potwory lecące z wrzaskiem na widok opiekuna…
Ja sobie uświadomiłam, że im nie chodzi o jedzenie. Przynajmniej nie zawsze i nie tylko. Kiedy tak wspinają się na najwyższe, możliwe im dostępne meble, krzesła, stosy ubrań, cokolwiek, kiedy tak się wspinają, to wszystko to po to,
żeby BYĆ BLISKO.
Dokonując desperackich skoków na plecy, ramiona, nogi, to wszystko po to,
żeby BYĆ BLISKO.
Przypomina mi się moja mała córka, którą czasem, gdy jeszcze była maleńka, którą czasem stawiałam na komodzie pod lustrem. I robiliśmy taki numer: rozkładałam ręce, a ona wykonywała skok prosto w moje ramiona. Ufała mi na 100% - że jej nie upuszczę, że jest bezpieczna. I tak samo jest z małymi – one „rzucają” się ( dokonują skoków) na człowieka, bo w pełni ufając, że tu jest dobrze, tu jest bezpiecznie.
Chcą być blisko
I choć są jedne z dziesiątek tysięcy, które narodziły się tego roku, dziesiątek tysięcy niechcianych, niepotrzebnych, które właściwie nie powinny przyjść na świat, bo jest ich wszystkich wciąż za dużo, bo ich ciało wciąż nie jest cenne, to
to dla nas zaszczyt przebywać w ich obecności,
obserwować,
móc na nie patrzeć.
Wyzwalają w człowieku tyle pozytywnej energii i myśli.
Nie mniej jednak powolutku trzeba będzie oglądać się za domkami. Mamy nadzieję, że się nam uda znaleźć: i dla Czarnej Hany – indywidualistki, co chodzi własnymi ścieżkami, i dla Ayumi, dla której najważniejszy jest człowiek, i dla Amayi – najbardziej niepozornej, i może najmniej urodziwej, ale równie kochanej… I dla Mimisia, który cieszy się chyba największym powodzeniem – bo fakt faktem ma w sobie coś takiego, co przyciąga od razu (przypomina mi z wyglądu - nie wiem czemu - tygryska z „Kubusia Puchatka”.
Powoli musimy zacząć szukać im domów.
Nawet Luiza, najmłodsza córka, która jest teraz na Zielonej Szkole, pierwsze niemalże co powiedziała przez telefon, że kupiła małym dwie myszki…
Są bardzo kochane. Bardzo.
Dlatego tym bardziej mi żal tych wszystkich biedaków, które gdzieś tam po działkach, piwnicach...
Miłego dnia
