wania71 pisze:Wilczku, nie doszedł.
Odpisałabym.
W takim razie: mam 31 lat, mieszkam w Łodzi. Mieszkanie 47 m2, własne, a w nim dwa wspomniane wyżej psiaki, TŻ i tymczasowo brat (dorosły). Pracuję na własny rachunek, sama ustalam sobie dni i godziny pracy, panowie za to pracują na zmiany, więc zwykle zwierzaki nie zostają same dłużej niż 4-5 godzin. Kiedyś miałam czarną kotkę (straszna dzikuska, wszyscy goście się jej bali

), odeszła (nowotwór) i pozostawiła tęsknotę za mruczeniem, dotykiem aksamitnego futerka i tą gracją ruchów... Niestety, tułałam się po wynajmowanych mieszkaniach, przeprowadziłam do innego miasta i dopiero teraz mam wystarczającą stabilizację, żeby pomyśleć o kotku poważniej. Moje minusy: w tym przypadku teoretycznie psy (chociaż cieszę się, że są) i fakt, że właśnie remontuję mieszkanie. Myślę, że zajmie to jeszcze jakieś dwa miesiące i właściwie założyłam, że dopiero wtedy zacznę intensywniej wypatrywać tego jedynego (bo nie chcę narażać go na szok nowego miejsca, gdzie panuje zamieszanie, a od czasu do czasu w ruch idzie wiertarka czy inne monstrum), ale cóż, zakochałam się, muszę chociaż spróbować. Moje plusy: zwierzaki są członkami rodziny (nawet parkiet w moim remontowanym mieszkaniu pokrywam olejem, nie lakieruję, żeby się biedactwa nie ślizgały), nie wyjeżdżam, jeśli nie mogę zapewnić zwierzakom opieki (brat lub para przyjaciół), pilnuję szczepień etc., wiem, że kota nie karmi się whiskasem i nie poi mlekiem, w ramach remontu zamierzam założyć w oknach moskitiery.
Nie wyrzucę kota dlatego, że sika w domu, spróbuję go tego oduczyć (właśnie walczę z nowym pieskiem

), poza tym myślę, że jeśli poświęcimy mu dość czasu i uczucia, poczuje się bezpiecznie i jakoś oswoi z obecnością psów.