Koty nie przestaną mnie zadziwiać, chociaż tyle lat się nimi zajmuję. Dosia i Henio to rodzeństwo. Wychowane w takich samych warunkach, teraz też są razem. I co? Lubią się, szaleją razem, świetnie dogadują się z pozostałymi kotami. Dosia jest megamiziakiem, jest wręcz namolna, a Heniutek przeciwnie. Wieje przede mną, jakbym była czarownicą, zupełnie tego nie rozumiem. Nie ma w sobie agresji, wzięty na ręce ( złapany

) jest bardzo grzeczny, nigdy nie syczy, nie warczy, nie używa ząbków ani pazurków w niecnym celu. Zupełnie nie wiem, jak z nim postępować.
W domu zimno, kaloryfery nie grzeją jeszcze, chociaż u nas najzimniej w Polsce. Kotom może to nie przeszkadza, ale mnie owszem. Koty są już po śniadaniu, śpią oczywiście , a ja zaraz ruszam na zakupy. Bezdomniaki muszą dostać coś tłustego, chyba im to potrzebne. Dzisiaj ma nie padać, podjadę więc też na targ po ziarno dla ptaków.
Orlando prawie nie rusza się z kuchni, przychodzą tam inne koty i jakoś się ich nie boi, ale nie chce wychodzić. Szkoda, bo to młody kotek, bawiłby się chociażby z maluchami, bo one są bardzo imprezowe, ale nie mogę go zmusić przecież. Ma mało ruchu, bawię się z nim, oczywiście, ale to za mało.
Oczko Mimka już dobre, ale kot ucieka przede mną, boi się, że coś majstrować będę przy jego oczku. Takie mam teraz koty
