MalgWroclaw pisze:Jak tam się macie? Dużo roboty na pewno.
Jest dużo roboty. Wstaję "normalnie" o 4 ale jakoś mi czasu nie staje. Może dlatego, że staram się poświęcić maluszkom w klatce czas na mizianka. Nawet wbrew ich woli. Molly to jakby z innego miotu była. Ona już jest nasza i kiziata. Mironek i Meggi pracują nad sobą. Dają się głaskać choć czasem jeszcze sykną. Wydawałoby się, że ona jest bardziej otwarta. A to on dziś wywalił brzuszek i zaczął mruczeć. Pierwszy raz. Ona ciągle zamiera pod dotykiem. Można tą dwójkę bez większych problemów zgarnąć w rękę. Pięknie się już oboje bawią. Jedzą. Ogoliłam im deczko łapki by rozpoznać. Były już szczepione i nie chciałabym powtórki zrobić.
Nowi dziczą się. Okupują kuwetę głównie ale już się przemieszczają. O ile dziewunię już dotknęłam i deczko wyczochrałam po tyłeczku to mały pluje i syczy. Nie daje się mojej ręce zbliżyć. Matoł jeden. Potrafi zaatakować w strachu. Mają problem z kuwetką. Musiałam klatkę ogarnąć bo demolka totalna była ,a to nie podobało się mu bardzo. Prawie mnie zlał gdy łeb wsadziłam do wnętrza. Dziś jedno z nich płacze i to jest najgorsze.
Dziewczynka będzie Missi. Chłopak sam sobie imię przyniesie. Jest największy z rodzeństwa.
Pierwsza trójka jadła już pięknie. Teraz nie wiem czy przy misce wszystkie były. Bo nie rozpoznaję ,które stoją. Są klonami wielkimi więc muszę naumieć się je rozróżniać. Przyglądam się im bacznie szukając różnic. Tylko Molly ma z dziewczynek najmniej białego pod szyjką. Pozostałe znaczenia mają prawie takie same.To samo chłopcy. Czarne węgielki o trójkątnych pysiach.Są wszystkie czyściusie, bez pcheł i świerzbu. O gładkiej błyszczącej sierści. Gabrynia bardzo o nie dbała.
Trudno im nawyknąć. Dla nich taka zmiana to horror. Jaka szkoda, że matka nie weszła w łapkę byłoby im może łatwiej. Nowe dźwięki, zapachy, hałasy... muszą przerażać. Była wcześniej nieograniczona przestrzeń a teraz są kraty i ciasnota. Nie ważne ,że są hamaczki i półki. Zabawki i miseczki pełne. Ciepło jest i na nosek nie pada. To nie to samo. Były tylko przy matce. Mieli tylko siebie. A teraz mają koty i nieznane stwory kręcące się wszędzie.
Nasze szybko do nowego nabytku przywykły. Klatka stoi od jakiegoś czasu więc czy są dwie czy jedna to nie gra roli. Tak jak ilość kotów w nich. Dla dzieci spod sterty gruzu to szok.
Dziś leje. Nockę całą waliło w szyby. Cieszę się, że mają sucho. Są bezpieczne. Pisałam, że u ostatniej malutkiej oczki już ropieć zaczęły. Krok do choroby. Ale i mam zadrę ,że oddzieliłam je od matki. Zwykłe takie sobie rozterki. Jest i strach czy uda się ogarnąć takie stadko od kuwety, przez żarcie, do adopcji. Zawsze takie refleksje przychodzą gdy nerwy łowieckie opadają.
Oby zdrowe były.