Nie wiem dlaczego, nagle zostałam sama. Tak po prostu. Bez ostrzeżenia, bez wyjaśnień mój duży wystawił mnie na ulicę. Powiedział, że jestem kotem, że sobie poradzę. W jeden dzień straciłam wszystko co kochałam (a kochać to ja potrafię baaaardzo mocno!). Dalej to ja już nie chcę opowiadać... Powiem tylko, że potrącił mnie samochód i bardzo bolało. Potem ktoś zdjął mnie z ulicy (bardzo się bałam przejeżdżających obok aut ale nie mogłam wstać, nie mogłam się ruszyć, tak bardzo się bałam i płakałam). W końcu trafiłam tutaj (jedna Duża mówi na to schronisko). Dochodzę do siebie, już prawie mnie nic nie boli za to uwielbiam, no po prostu uwielbiam się miziać! Wystarczy, że wejdziesz do mojego boksu a ja już się cała miziam! Serio! Dlatego, proszę... zabierz mnie do domku... Takiego prawdziwego, który mnie już nie skrzywdzi. Bo najbardziej boję się samotności... A tutaj samotność wepełnia moje dni... Próbuję zagłuszyć ją mruczeniem albo snem. Tylko tyle mogę. Może Ty możesz więcej?
Dyzia - Mizia ma około roku, jest młodą, ufną, biało czarną koteczką. Przebywa w schronisku od 17.11. Ma numer 206. Jest zaszczepiona, odrobaczona. Po wypadku boli ją jeszcze przy dotyku prawy bok ale ogólnie czuje się dobrze. Uwielbia się miziać, mruczeć, robić baranki i siedzieć na kolankach. Widać, że w schronisku się stresuje (dostała duży łupież). Bardzo potrzebuje kogoś do kochania a kochać to ona potrafi bezgranicznie!!!!!





