Zacznę może historię od początku. Mianowicie około miesiąc temu dowiedziałam się o istnieniu 3 podwórkowych kocich sierot, ich mamę potrącił samochód o czym dowiedziałam się od pani, która przychodziła czasem zobaczyć co z nimi i nakarmić je. Od tego czasu regularnie przychodziłam je dokarmiać i bawić się z nimi. Kotki były na tyle przyzwyczajone, że jedzenie dostają od ludzi, a zarazem dawać się głaskać nie było im w smak, że ciężko było stwierdzić co z nimi począć, bo przygarnąć takiego pół dzikuska mało kto chce.
Od tamtej pory jednak zrobiły duży postęp, a jedna kicia zrobiła się nawet bardzo miziasta i przytulaśna. Do mnie trafił jedyny mężczyzna z tego grona ochrzczony Parysem. Niestety pozostałych 2 ogonków nie mogę zabrać do siebie na stałe, ewentualnie na jakiś tydzień przed adopcją.
Tutaj mała Luna drzemiąca na moich kolanach:



Tu Safona jako kot glanolubny


Może znajdzie się ktoś kto je pokocha?