Kociaki do klatki chyba już się zapakować nie dadzą (śmierdziuszki wypuściłam, bo zaczęły wykazywać chęć wyjścia miały już takie wielkie brzuszki od tego bezruchu, że zdecydowałam, że pozwolę im rozprostować gnatki). Moja kocica i braciszkowie przyjęli do stadka i chyba maluchy robia postępy.
Armagedon II. Niestety sporo sie dzieje moje koty (wszytkie trzy) maja kolejny rzut kataru. Ganiam z nimi do lecznicy na zastrzyki, bo tym razem cięzko to przechodzą (wysiek z oczu z nosków, nadżerki w ryjkach spowodowały niemożność jedzenia i picia, znowu utrata głosów). Kocurowi smoczyca chciała wydłubać oko co zaowocowało potężnym obrzękiem, przekrwieniem i wypadnięciem migiotki (kocurek dostaje kropelki, ale ciągle przy tym oku grzebie)
Jeden z maluchów brzydal Mefisto osiągnął już stan totalnego luzu, jest najbardziej niezależny z całej czwrórki (daje ze soba zrobic wszytko choc z własnej woli nie podchodzi do "człowieków")




Siostrzyczka Renaś ciekawska, prowodyrka zabaw, chyba dominująca i najodwazniejsza z miotu, niby nie ucieka ale nie lubi dotyku, głaskania (jesli jest zaspana daje się wziąć na ręce jeśli nie drapie i gryzie

) . taka sie wydaje wiecznie "nabzdyczona"

w tle smoczyca po sterylizacji

A tu Mefisto i Renaś razem

Mefisto z moimi kotami zamin smoczyca zaczęła ganiać kocurka


Jeden ze śmierdziuszków Pimpuś (sadełko) to ten najbradziej oprny odłowiony jako ostatni. Śmieszny lisi ryjek, ogromny i tłuściutki w porównaniu z resztą. Odkurzacz pochłania ogromne ilości jedzenia - potrafi wyrwać barciszkom i smoczycy kawałek mięsa zwisającego z ryjka.

No i jest jeszcze Julian (druga siostrzyczka, najmniejsza z kociaków i najbradziej strachliwa) ale ona niestety nieuchwytna. Wyłazi spod wanny na zabawy i do miski, ale zblizyć się do siebie nie pozwala. Pimpek też nie, ale poniewaz musi pilnować, żeby nie mineło go jedzonko częściej przebywa na "salonach".
Staram sie szukać domków wśród zaawansowanych przez znajomych, ale kotki są juz takie duże i ciężkie w obsłudze, że zaczynam oswajać się z myślą, że będą musiały u mnie zostać (musielibyśmy brać "nadgodziny", żeby uniknąć bankructwa

). Niestety wet odradza, że wzgledu na małą powierzchnię mieszkalną jak na 7 kotów (a to taka szczęśliwa liczba nie?

). Straszy, że przy tej ilości wiecznie będziemy zmagać się z katarem, ranami po bójkach i problemami emocjonalnymi. Tego ostaniego najbardziej się obawaim, mój kocur (dominujący do tej chwili) został totalnie sponiewierany i zdominowany przez maluszki i przez smoczycę, której odbiło. Kocurek borykał się jakiś czas temu z problemami układu moczowego - tak reagował na stres, jest bardzo wrażliwy i chyba on najgorzej radzi sobie z zaistniałą sytuacją.
Nie wiem co będzie... oby wszytskie były zdrowe to odetchnę.