Nad malizna ulitowała się teściowa i wzięła kruszynkę od starszej sąsiadki, która opiekuje sie na wpół zdziczałą matką kocięcia - kotką jej nieżyjącej już matki (owa kotka od niedawna daje się już złapać tej sąsiadce, więc będziemy ją ciachać).
Jak to powiedziała sąsiadka "Marysiu, Ty masz kotłownię, to masz gdzie trzymac, a ja to nie mam gdzie..."
Kociątku groziłaby śmierć, gdybyśby jej nie wzięli... Zginęłaby z głodu, zimna lub jak jej braciszek - zaginęłaby bez śladu...
Okazało się, że jest zarobaczona i ma koci katar.
Leczymy ją.
I szukamy domku!!
Nasz kot jej niestety nie akceptuje, atakuje ją i kociątko jest izolowane w łazience. Nie może więc zostać u nas na stałe

A oto kocinka:

Kocinka była dość wystraszona i płochliwa, ale bardzo szybko się oswaja.
Można ją już bez problemu miziać, brać na ręce, ślicznie mruczy i się łasi.
http://img511.imageshack.us/img511/263/ticiask1.jpg
http://img511.imageshack.us/img511/2865/ticia3ca9.jpg
http://img136.imageshack.us/img136/3979/ticia4qi6.jpg