Szczęściara Felicja szuka domu - Warszawa

Koty i kotki do adopcji

Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy

Post » Wto lis 21, 2006 12:24 Szczęściara Felicja szuka domu - Warszawa

Mam na imię Felicja i jestem naprawdę sympatyczną koteczką. W moim krótkim 6-tygodniowym życiu spotkalo mnie już wiele nieszczęścia, ale ostatnio los sie do mnie usmiechnął. Ale od początku - moja mama nie miała szczęścia. Była bezdomna. Swoje dzieci (w tym mnie) urodziła gdzieś w okolicy cmentarza bródnowskiego. Ja i moje rodzeństwo mieliśmy pecha juz od samego początku. Przyszlismy na świat późną jesienią, a nie na wiosnę jak większość kociąt. Od samego początku mielismy trudne warunki. Ja zostałam jeszcze bardziej skrzywdzona przez los. Urodziłam się kaleką. A może jak byłam bardzo mała uległam jakiemus wypadkowi - nie pamiętam dokładnie. To była taki czas o którym wolę nie myśleć. Niezaleznie od przyczyny jedno jest pewne - jedna z moich przednich łapek jest niesprawna. Mam w niej porażone nerwy i raczej nie ma szansy żeby coś się mogło w tej kwestii zmienić. Łapka nie przeszkadzała mi znowu tak strasznie. Mimo kalectwa byłam radosnym kotkiem, chętnie bawiłam się z moim rodzeństwem i cieszyłam się ostatnimi słonecznymi dniami tej jesieni. Niestety los lubi płatac figle. Wśród mojego rodzeństwa wybuchła straszna choroba - katar koci. Ja też się zaraziłam. Tak jak pozostałe kocięta w miocie miałam nosek zatkany katarem i bardzo zaropiałe oczka. Mama uznała, że nasze schronienie nie jest już dłużej bezpieczne i postatnowiła, że przeprowadzamy się w inne miejsce. Wyprowadziła nas z naszej kryjówki na ulicę i powiedziała, że mamy wszyscy szybciutko za nią pobiec. Niestety moja łapka i choroba uniemożliwiła mi dotrzymanie im kroku. Wtedy widziałam ich po raz ostatni. Później znikneli, a ja usiadłam przy krawężniku ruchliwej ulicy i czekałam. Samochody przejeżdżały tuż koło mnie, ludzie mijali obojętnie a ja powoli traciłam nadzieję. I wtedy po raz pierwszy uśmiechneło się do mnie szczeście. Ulicą przy której siedziałam przejeżdżał autobus a w nim pewna bardzo dobra Pani, która nie była obojętna na los bezdomnego kocięcia. Słyszałam, że mówiła jak zobaczyła biało-czarną kuleczkę przy jezdni więc wysiadła specjalnie z autobusu na najbliższym przystanku i specjalnie wróciła w to miejsce, bo pomyślała, że tam może być maleńkie zwierzątko. Kiedy moja Pani mnie znalazła wyglądalam naprawde jak siedem nieszczęść. Mokra, zaropiała, chodziły po mnie pchły jak czołgi, byłam tak słaba, że nawet nie miałam siły uciekać. Pani pomyślała, że najlepsze co może dla mnie zrobić to zanieśc mnie do lecznicy dla zwierząt i skrócić moje cierpienie. Sądziła, że jestem tak wycieńczona, że nie da się już mnie uratować. A ja miałam ogromna wolę walki i chciałam żyć! To niesamowite, ale wtedy drugi raz tego samego dnia uśmiechnęło się do mnie szczeście. Pani doktor do której trafłam nie chciała mnie uśpić i powiedziała, że należy mi się szansa. Dobra Pani która mnie znalzała zdecydowała się poszukac mi jakiegoś miejsca w którym mogłabym przezimować. Wspomniała coś o jakiejś piwnicy gdzie karmicielki dokarmiają koty. Może szczęściem było tez to, że nie zauważyły od razu niesprawnej łapki? Byłam taka słabiutka, że moja łapka nie rzucała się w oczy. Może gdyby ją zauważyły decyzja byłaby inna? Tak czy siak Pani doktor postanowiła zatrzymac mnie w szpitalu. Na własny koszt odpchliła mnie i podała mi leki. Nazajutrz kiedy już byłam troszke silniejsza dostałam też preparat na odrobaczenie. Nareszcie cała zjadana przezemnie porcja jedzenia trafiała do mnie a nie do moich współlokatorów! Po 3 dniach od znalezienia byłam zupełnie innym kotkiem! Oczka przestały ropieć, nadżerki w pyszczku się wygoiły i jadłam tak, że aż mi się uszy trzęsły. Okazywałam moją wdzięczność ludziom którzy mnie uratowali i chciałam każdą chwilę spędzac z nimi. Głośno płakałam kiedy zostawalam sama w klatce. Nie wiedziałam jeszcze, że ten trzeci dzień mojego pobytu w lecznicy był dniem WAŻNYM. Tego dnia miała wrócić dobra Pani i zadecydować co dalej ze mną. Pani doktor która się mną opiekowała już dawno wiedziała o niesprawnej nóżce, ale moja wybawicielka jeszcze nie. A z taką nóżką życie na wolności nie wchodzi w grę. Tak powiedziała moja Pani doktor. Taki wyjątkowy kotek jak ja nie da sobie rady sam - to prawda już się o tym raz przekonałam i nie chcę przekonywac się po raz drugi. Pani doktor powiedziała mojej wybawicielce, że wypuszczenie mnie nawet w najlepszej piwnicy nie wchodzi w grę. Nie powinnam też trafić do schroniska, bo tam pewnie nie dam sobie rady a poza tym jeszcze się zarażę jakąś straszną chorobą od innych kotów. Jedynym miejscem które się dla mnie nadaje jest dobry dom z odpowiedzialnym człowiekiem. To mi się podobało, lubie ciepełko i kocham ludzi! Moja wybawicielka poprosiła o jeszcze 2 dni "odroczenia". Powiedziała, że poszuka kogoś odpowiedniego dla mnie, a jesli nie znajdzie to weźmie mnie wtedy do siebie. W ciągu tych dwóch dni ja coraz bardziej nabierałam wigoru. Czasami musiałam być zamknięta w klatce i wcale mi się to nie podobało. Miałam już tyle sił, że mogłabym biegac i skakac przez caly dzień, a jesli odpoczywać to tylko na kolanach człowieka. Po dwóch dniach wróciła moja wybawicielka. Nie znalazła dla mnie nikogo. Zgodnie z obietnicą zabrała mnie do siebie, choć ma już dużo innych kotów i nie planowała powiększać stadka. Wcześniej wspólnie z Panią doktor nadała mi imię - Felicja (od felix - szczęśliwy). Może dzięki temu szczęście mnie już nigdy nie będzie opuszczać i znajdę swojego Człowieka? Moja wybawicielka jest dla mnie bardzo dobra, ale jest osobą zajętą i ma dużo innych kotów. Ma mało czasu dla mnie, a ja tak bardzo chcę mieć "własnego człowkieka".

Czy znajdzie się odpowiednia osoba dla Felicji? Felicja szuka domu na stałe. Musi być kotkiem typowo domowym (niewychodzącym). Osoby poważnie zainteresowane prosze o kontakt na mail una5@wp.pl

prowitamina

 
Posty: 1
Od: Wto lis 21, 2006 7:24

Post » Wto lis 21, 2006 12:33

Felicja jesteś naprawde wielką szczęściarą ze wzruszeniem przeczytałam o tobie i twojej wybawicielce jest :aniolek: życze ci cudownego domku malutka a twojej opiekunce wiele szczęścia.
Obrazek

dorcia44

 
Posty: 43978
Od: Pt maja 19, 2006 20:20
Lokalizacja: Warszawa




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], muza_51 i 21 gości