I stało się, o oddaniu Tofika nie ma mowy. Przede wszystkim nie ma odważnego, żeby go wynieść z domu lub włożyć do tranasporterka

. Walczy jak lew, po prostu walczy o swoje. TŻ ostatnio nosił go na rękach po mieszkaniu i tłumaczył

że kotek ma być grzeczny i dać się włożyć do koszyka, bo idziemy do weta. No cóż Tofik nie zrozumiał, do weta idzie za tydzień na sprawdzenie czy KK już nie ma i na odrobaczenie. Pójdzie ze mną, bo jakoś dziwnie bardziej mi ufa, ciekawe dlaczego?
