Polak to jednak stan umysłu

Spotkałam koleżankę, z którą razem pracowałam wiele lat. Zanim ona odeszła na emeryturę ja zmieniłam pracę. Choć ją i męża często spotykałam w miarę często
Nawet nie wiem kiedy to się urwało.
Ale ja nie o tym.
Widzę kobietę przed sobą.
Pani Basia?! To ja Aśka.
Oczywiście

pamięta. Nawet mi mówi, żem dalej taka drobna i bez zmarszczek.

Zanim cokolwiek padło innego to...zalał mnie słowotok żalów i problemów. Przez krótką "rozmowę" (prawie nie udało mi się wtrącić słowo) o chorobach jej, męża, dzieci, wnuków, prawników... Operacje, problemy, wesela, ciąże...
Kaskada słów. Zero wymiany zdań. Luźnej atmosfery. Jakby Pani Basia chciała przebić swoimi nieszczęściami ewuntyalne moje. O których nawet nie miałam okazji wspomnieć

To rozlewa się wszędzie. Obcy ludzie opowiadają innym obcym o swych problemach. Pociągi, poradnie, przystanki, autobusy, sklepy...
To strasznie smutne. Że przed obcymi wylewam swoje żale. Intymne sprawy i szczegóły. Taki bazar gdzie towarem jest nieszczęście. Nie słuchamy innych. Nawet nie próbujemy.
Podziwiam brytyjczyków, gdzie każde spotkanie to wymiana uwag o tym, że wszystko zawsze jest ok.