Dzięki za światełko dla Migdasia.
Nieźle nas Rita wystraszyła. W piątek rano zjadła ostatni raz i nie ruszyła michy do dziś rana. Bawiła się. Szalała. Podchodziła do miski. Ale NIC nie zjadła. Wczoraj się złamałam i zaczęłam ją karmić strzykawką. Jak zwykle okazało się ,że tłoczek tłoczkowi nie jest równy

Nie każdy da się wyciągnąć by od góry jedzenie nałożyć. A stare sitko, które nie pozwoliłam wyrzucić, przydało się znowu. Bo dzięki niemu można dziobkiem wciągnąć.
Ritunia ma "dar" wywracania ze strachu nam żołądków na drugą stronę

Dziś już zjadła. Po 2 dobach!
Dziś było strasznie. Niby mróz nie był duży

ale woda zamarzła w miskach do samego dna. Dobrze, że niedziela.Spokojnie mogłam spacerować

z wiadrami wody by zapełnić pojniki. Jest jedna super pompa i warto do niej łazić bo migusiem zapełnia wiaderka. Te bliższe tylko bzdyczą cieczą. Namachać się trzeba. Wróciłam do domu po półtorej godziny.
Oczywiście "szczęśliwe wychodzące" stawiły się pierwsze na jedzenie i picie. Rudy ze śladami smaru więc spał w ciepłym silniku.

Co ci durni ludzie mają w głowach?
Przeraża mnie co zapowiadają. Że będą jeszcze większe mrozy.
Karmiciele są gatunkiem wymierającym. Nie chodzi tylko o koty. Były osoby dbające o ptaki i ich wodę. Umarły, chorują, nie mają sił, są w zakładach opieki...Zostałam sama. Nie widać by ktoś martwił się tym co się dzieje. Ludziom nie staje serca i wyobraźni. Zabieramy żywym stworzeniom ich przestrzeń. Dziwiąc się ,że wszystko ciągnie do miast. Oczekują ,że przyroda da sobie radę bo ...selekcja naturalna obowiązuje.
Kilka dni temu ścięłam się z kolegą z pracy. Któremu wadzi miska dla ptaków. Nie jest za piękna bo mrozy naruszyły ją. Zawsze wiosną zmieniam na nową. A ten doopek co tydzień pyta kto postawił. Choć wie,że to ja. I co tydzień płacze nad estetyką tarasu. I tak brudnego. Wkurzona poprosiłam by na swą estetykę zwrócił uwagę. Na stary, zniszczony i za ciasny sweterek jaki nosi. Który podjeżdża pod cyce na opasłym brzuchu! Wiem, nie byłam grzeczna. Ale mnie szlag trafił. Chciał mi po raz kolejny wbić szpilę. Niestety, w pracy jestem dziwolągiem. Otaczają mnie prawdziwi "rolnicy". Którzy nawet psa z rodowodem trzymają luzem na podwórku. A potem płaczą ,że został "przez coś" pogryziony i tyle forsy na weta poszło. Bo jak to?! W domu ma być

Staram się nie wtrącać. Nie dyskutować. Wszystko jest w środku. Słowa serca nie zmienią.